Paradoks ulicy Poniatowskiego polega na tym, że jest najniżej położoną ulicą w mieście, a jednocześnie łączy śródmieście z Górami Opawskimi.
Ulica jest starą i najkrótszą drogą, która łączyła kiedyś Prudnik z Bartultovicami i Vysoką. Co w takim razie z drogą na Trzebinę? Ta aż do XIX w. co prawda istniała, ale w Trzebinie skręcała do Lasu Trzebińskiego i dalej przez Divči Hrad i Pielgrzymów prowadziła do Karniowa (oczywiście drogą przez wieś można było dojść do Bartultovic). Zaletą naszej drogi „Poniatowskiego” było to, że po drodze nie było szerokiej doliny rzeki Prudnik. Zapewne z drogi najczęściej korzystali mieszkańcy wsi w morawskiej enklawie, dla których Prudnik był najbliższym miastem. Poza końcowym odcinkiem drogi przy granicznym potoku, która została zlikwidowana, pozostała część do dziś zachowała swój pierwotny przebieg, a ten jest niemal prostą linią z lekkim łukiem przy szczycie Koziej Góry. Dla porządku prześledźmy jej przebieg. Zaczynała się w rejonie skrzyżowania z ul. Lipową, przechodziła przez Lipy, następnie dziś asfaltową drogą, mijając Kozią Górę z lewej strony, potem nadal prosto obok Polany Kucharskiego, przez strumień obok mostku Krzysztofa i przez Rozdroże pod Trzebiną aż do granicznego potoku. Po prostu prosto. Droga miała wybitnie lokalny charakter i przez wieki niewiele się przy niej działo.
Co najmniej od 300 lat teren Koziej Góry pozbawiony był lasu, ale ze względu na skalistość ziemi nic tu nie uprawiano. Sama nazwa wzgórza wskazuje, że były tu pastwiska, na których wypasano kozy, zwierzę ubogich. Zmiana w charakterze dolnej części drogi nastąpiła w XVIII w., kiedy powstał tu folwark. W najstarszych przekazach kartograficznych występuje pod nazwą Piltz Vorwerk lub Buchen Vorwerk. Piltz to może być nazwisko właściciela lub dzierżawcy, albo też przekształcona forma „Pilz”, czyli grzyb. „Buchen” to bukowy, co może świadczyć o tym, że rosły tu te cenne drzewa. Potem przyjęła się forma Linden Vorwerk, czyli Lipowy Folwark, z którego powstały potem polskie Lipy. Przy folwarku powstała ładna, barokowa kapliczka poświęcona św. Antoniemu. Z czasem folwark przeszedł na własność mieszczańskiej rodziny Fipperów, która na tyłach zbudowała cegielnię. Budynki rozebrano, a śladem po dawnej działalności są częściowo zrekultywowane wyrobiska. Rolniczo-przemysłowa działalność musiała przynosić Fipperom spore dochody skoro w 1899 r. było ich stać na zbudowanie okazałej willi, która istnieje do dziś (siedziba Stadniny Koni Prudnik). Z Lip roztaczał się piękny widok na położone nieopodal sanktuarium Matki Bożej Bolesnej na szczycie Kaplicznej Góry. Dawnej z Lip biegła bezpośrednia, polna droga do kościelnych zabudowań.
Grobowiec Fipperów bez trudu znajdziemy na prudnickim cmentarzu komunalnym przy alejce po lewej stronie bramy głównej nekropolii od strony ul. Kościuszki.
Na terenie folwarku oraz w niedalekim klasztorze znajdowała się jedna z tajnych składnic cennych zabytków ruchomych ewakuowanych z większych miast niemieckich. Zaszyfrowany spis osiemdziesięciu składnic tworzył tak zwaną Listę Grundmanna, którego właściwą treść odkrył po wojnie polski historyk sztuki Józef Gębczak. W ślad za miejscami z listy ruszyła komisja komisja rewindykacyjna Ministerstwa Kultury i Sztuk, która w miejscu skrytek odnajdywała zwykle zdekompletowane zbiory. Tak było również w Prudniku, gdzie część cennych zbiorów trafiła w prywatne ręce (jeśli macie w domu „po dziadkach” figurę wyglądającą na średniowieczną i nie pisze na niej Made in China, to może to być część zbiorów ze składnicy w Lipach). Według niektórych źródeł jeszcze wiele lat po wojnie w okolicach Prudnika miały być ujawniane cenne przedmioty. Składnica w Prudniku powstała już w kwietniu 1942 r., a zabezpieczona została przez polskie służby już w maju 1945 r. Na prudnicki magazyn składały się śląskie rzeźby średniowieczne pochodzące z Miejskich Zbiorów Sztuki we Wrocławiu. Były tam również eksponaty z muzeum w Bytomiu oraz zrabowane przez Niemców zbiory muzeum w Katowicach i inne polskie zabytki.
W okresie PRL-u na terenie Lip zbudowano dwa kilkurodzinne, niewielkie bloki, a w ostatnich latach dom jednorodzinny. Mimo tego do dziś Lipy pozostały odrębną, izolowaną grupą zabudowań miasta. O ile willa Fipperów, z najbliższym otoczeniem, wygląda doskonale, to zaniedbana jest spora część gospodarczych zabudowań dawnego folwarku.
W XIX w. na uboczu drogi i skraju lasu powstała pustelnia, która szybko ewaluowała w klasztor z kościołem alkantarynów, a następnie franciszkanów. Według tradycji alkantaryni nie nabyli na własność terenu, ale corocznie zwracali się do właściciela z prośbą o możliwość dalszego użytkowania ziemi. Klasztor z kościołem długo pozostawał w cieniu starszego sanktuarium Matki Bożej Bolesnej na sąsiedniej Kaplicznej Górze. Zmieniło się to w trakcie XIX w., kiedy Kapliczna Góra stała się miejscem odosobnienia dla księży demerytów, a więc zakładem zamkniętym dla osób z zewnątrz. Tymczasem „Nowy Klasztorek” przyciągał wiernych swoim pięknym położeniem. W dolince powstał niewielki amfiteatr z ołtarzem w Grocie Lurdzkiej zbudowanej z kamienia wulkanicznego (jej głównym fundatorem był polski działacz mieszkający przed śmiercią w Prudniku Filip Robota). Bracia zakonni zbudowali skromną Drogę Krzyżową oraz poświęcili cmentarzyk. Teren właściwego klasztoru otoczony został murem. W latach 1954-1955 w budynkach odebranych Kościołowi więziony był przez ówczesne komunistyczne władze Polski prymas Stefan kard. Wyszyński. W tym czasie prudniczanie nie mogli nawet zbliżać się do tego miejsca. Po wywiezieniu prymasa przystąpiono do przebudowy kościoła i klasztoru, chcąc tu utworzyć ośrodek wypoczynkowy dla dzieci wojskowych. Wskutek protestów prudnickich katolików miejsce to, już bardzo zdewastowane, wróciło do swoich prawowitych właścicieli.
Kolejna funkcjonalna zmiana ulicy nastąpiła pod koniec tego samego wieku, kiedy zbudowano tu stację wodociągową, wykorzystującą częściowo ujęcie Świętego Źródła. Studnie objęto ochroną, tworząc tu niewielki park. Jeszcze w XIX w. ulica była jedną z miejskich tras spacerowych. Obsadzono ją drzewami, tworząc aleję, dawnej określaną mianem promenady, jednej z kilku w dawnym Prudniku. Inna promenada biegła po grobli stawu Świętego Źródła.
Kilka zdań o Świętym Źródle. W oryginale nazwa funkcjonowała w języku dawnych prudniczan, czyli niemieckim – Heilbrunnen, co można tłumaczyć jako źródło lub studnia „święta” bądź „zdrowotna”. Odnosiło się ono do źródła, wypływającego ze zbocza grzbietu, który do dziś łączy Góry Opawskie z płaskowyżem otoczonym z trzech stron rzeką Prudnik, gdzie dziś znajduje się śródmieście. Wbrew pozorom ustronne źródełko pełniło ważną rolę dla prudniczan. Nazwa Heilbrunnen pojawiła się już w 1593 r. i odnosiła się zarówno do ujęcia, jak i łąk rozciągających się u jego stóp. Źródło musiało być cenione przez mieszkańców, ponieważ dawało wodę czystą i zdrową, o wiele lepszą od tej ze studni w mieście bez kanalizacji i z publicznych zbiorników dokąd woda z rzeki docierała za pomocą wodociągu (drewnianych rur i wieży wodnej przy murach – obecnie Wieża Katowska). W 1844 r. źródło przesunięto o „kilka kroków”, ozdobiono marmurowymi schodami i żelaznym ogrodzeniem. Pod koniec XIX w., o czym już wspominano, źródło włączono w system wodociągowy. Dziś woda ze źródła, po opuszczeniu studni przepływa podziemną rurą do stawu. W 2018 r., w trakcie realizacji projektu zakładającego odtworzenie dawnego źródła, odkryto że zabetonowana studnia wciąż otoczona jest podwójnym poziomem marmurowych schodków. Na ich górnym poziomie zachowały się ślady po obciętym ogrodzeniu. Według wspomnień jednego z prudniczan metalowe ogrodzenie znajdował się tam jeszcze w czasach powojennych. Schody zostały zrekonstruowane, a nową pompę – retro otoczono stylizowanym ogrodzeniem. Po latach prudniczanie znów mogą korzystać z wody bezpośrednio ze źródła. Ale uwaga, nie jest ona badana i nie ma gwarancji, co do jej przydatności do spożycia.
Historia znajdującego się obok zbiornika wodnego ma kilka zwrotów. Na mapach z XIX i 1. poł. XX w. nie znajdziemy tam żadnego stawu, mimo, że zabagniony teren łąkowy otaczała już grobla. Okazuje się, że staw funkcjonował tam wcześniej i w pewnym momencie został osuszony. W czasach rewolucji przemysłowej próbowano wydobywać na łąkach torf, ale przedsięwzięcie najwyraźniej okazało się mało opłacalne, skoro szybko z niego zrezygnowano. W okresie Polski Ludowej łąkę znów postanowiono „zatopić” i tak jest do dziś. Dzięki temu, że teren jest zamknięty dla osób postronnych, staw (a właściwie stawy) i jego otoczenie stał się azylem dla wielu cennych zwierząt i roślin. Nad brzegiem znajdziemy szczeżuję, kiedyś powszechne w Polsce małże słodkowodne, dziś coraz rzadsze. To, że występują tutaj świadczy o tym, że w zbiorniku jest bardzo czysta woda. Sekretem tego stanu jest właśnie jej pochodzenie. Gdy przyjrzymy się bliżej mapom, to okaże się, że do stawu nie wpływa żaden kanał, a płynący od strony Chocimia strumień nie łączy się ze zbiornikiem, nie wspominając o znajdującej się nieopodal rzece Prudnik. Pewnie już się domyślacie. Woda w stawie pochodzi ze Świętego Źródła.
Okres PRL-u to czas przejęcia Koziej Góry przez wojsko. Teren ćwiczebny był bogato wyposażony w przeróżne urządzenia służące szkoleniu żołnierzy. Wojskową legendą obrosło „wzgórze 108”, bo tak określano w nomenklaturze żołnierskiej Kozią Górę. Do dziś szczyt otaczają pierścienie okopów. Można tu też znaleźć ruiny budowli ćwiczebnych. Do początku lat 90. XX w. przy drodze do klasztoru znajdował się korpus czołgu T-34 oraz pojazdu gąsienicowego ze zdemontowanymi działami.
W 1993 r. przy ul. Poniatowskiego oddano do użytku miejską oczyszczalnię ścieków. Rozległy kompleks nieco zepsuł krajobraz doliny rzeki Prudnik, ale realizacja inwestycji była niezbędna dla dalszego rozwoju miasta i gminy. Obecnie oczyszcza się tu ścieki z Prudnika, Łąki Prudnickiej, Moszczanki, Pokrzywnej, Jarnołtówka, Chocimia, Dębowca i Niemysłowic. Mimo starań nie udało się nakłonić czeskich Zlatych Hor, do przyłączenia się do prudnickiego kolektora ściekowego.
W ostatnich latach, ze względu na rosnącą popularność sanktuarium św. Józefa, ważnego miejsca z punktu widzenia nie tylko religii, ale i historii Polski (miejsce więzienia kard. Wyszyńskiego), ulica jest systematycznie modernizowana, a wokół powstaje infrastruktura turystyczno-rekreacyjna: pętla drogowa, parkingi, ścieżki pieszo-rowerowe, toalety, miejsca wypoczynku, wieża widokowa itd. Wieczorami sporo tu spacerowiczów, biegaczy i cyklistów. Powstało tu też miejsce pamięci katastrofy lotniczej w Smoleńsku w 2010 r., na które składają się 94 buki oraz 2 dęby. Drzewa symbolizują liczbę ofiar tragedii.
Na ul. Poniatowskiego można spotkać plecakowych turystów przemierzających Główny Szlak Sudecki (czerwony) oraz autokarowych pielgrzymów. Organizowane są tu również imprezy o charakterze regionalnym i krajowym, m.in.: Zlot Motocyklowy, Mistrzostwa Ziemi Opolskiej Nordic Walking, Maraton MTB oraz Mistrzostwa Polski w Półmaratonie Górskim Nordic Walking (od 2019).
Staraniem Nadleśnictwa Prudnik na jednym z okresowo zanikających cieków zbudowano pięć niewielkich stawów, zwanych paciorkowymi. Nad nimi stoi drewniana platforma widokowa z ładnym widokiem na Prudnik. Nad najwyższym stawem, w lesie, widać relikty jeszcze jednego zbiornika wodnego. Wypiętrzenie terenu między dwoma parowami było typowane przez archeologów, jako domniemane miejsce jednego z grodzisk Szwedzkich Szańców na Okopowej.
W czasach niemieckich ulicę nazywano Vorwerkstrasse, czyli Folwarczną, a następnie Lindenvorwerkstrasse (ulica Folwarku Lipy, 1937). W pierwszym spisie ulic w języku polskim w 1945 r. nazwę ulicy pominięto. Istniała na pewno w 1977 r., ponieważ uchwałą Miejskiej Rady Narodowej włączono wówczas do niej klasztor franciszkanów, który wcześniej funkcjonował pod pocztowym adresem „Klasztor Las”.
Długość ulicy: 2200 m.
Znasz ciekawą anegdotę na temat ul. Poniatowskiego? Nieznany wątek jej historii? Napisz komentarz pod artykułem lub wyślij wiadomość do autora: andrzej.deren@tygodnikprudnicki.pl.
Ulica Poniatowskiego na Google Maps:
W pałacyku w Lipach mieszkał Stanisław Szozda. Ciekawe historie.