Recenzja: „Ulicami Prudnika z historią i fotografią w tle”

1

W ostatnim czasie ukazała się książka Ryszarda Kaszy pt. „Ulicami Prudnika z historią i fotografią w tle”. Jest to kolejna książka wydana dzięki staraniom Powiatu Prudnickiego. Monumentalność tej pozycji wydawniczej nie zawiera się wyłącznie w liczbie stron – 1010, choć tak mogłoby się zdawać. Autor zadał sobie trud zebrania w jednym wydawnictwie niemalże wszystkich dostępnych, znajdujących się w zasobach cyfrowych portali internetowych zdigitalizowanych fotografii dawnego Prudnika. To mrówcza praca, dzięki której czytelnik otrzymał w jednej publikacji kompendium ikonograficzne historii naszego miasta. Zasługuje również na miano pionierskiej oraz – ze względu na kolorowane wizerunki z czarno-białych czasów – nowatorskiej. Technicznie wydana na najwyższym poziomie przyciąga uwagę i cieszy oczy. O uznaniu dla tej pozycji świadczą docierające z różnych stron głosy jej użytkowników.

Niezależnie od faktu, że ogrom pracy został podjęty przez jedną osobę – choć nie historyka, a pasjonata zagadnienia – to, niestety, w wielu aspektach dzieło odbiega od wymogów merytorycznych. W tekście widoczne są zaniedbania, jest pełen błędów drukarskich, przekręconych nazwisk, powtórzeń etc. Brak wyraźnego podziału na części. Na niezrozumiały odbiór treści wpływa również opuszczanie / niezamykanie cudzysłowów w cytatach. Dotyczy to także kilkuwierszowych lub dłuższych fragmentów, które, dla jasności przekazu, powinny być wydzielone z tekstu głównego. Ponadto, brak spisu treści i podziału na tematy odbija się negatywnie na spójności wydania, a momentami sprawia wrażenie chaosu. Takie uporządkowanie według oczywistych kryteriów (indeks nazw i nazwisk, wykaz ilustracji, wykaz skrótów i oznaczeń np. nazw ulic przed i po zmianach) spełnia zadanie informacyjne i umożliwia wyszukiwanie poszczególnych informacji w prosty sposób). Sam tekst jest napisany prostym językiem, ale ciąg logiczny wywodu jest pourywany i chaotyczny, przeskakuje z tematu na temat, chronologia jest zaburzona, bo autor oprowadza czytelnika ulicami miasta, choć jest w tym bardzo niekonsekwentny. Ogólnie rzecz biorąc najczęściej nie wiadomo skąd autor zaczerpnął treści oraz ilustracje, a czy nie należałoby gwoli przyzwoitości podać źródeł cytatów, informacji i wizerunków, nawet jeżeli nie mamy do czynienia z publikacją sensu stricte naukową ? Autor ogranicza się jedynie do podania imion osób, które udostępniły materiały, lecz czyni to nie bezpośrednio pod zdjęciami, lecz na końcu książki. Biorąc pod uwagę liczbę materiałów ikonograficznych, które nota bene inaczej  skadrowane często się powtarzają, jest to również spore niedociągnięcie.

Powyższe błędy mogą wynikać z faktu, że nie każdy pasjonat piszący książkę, musi znać warsztat historyka. Nasze uwagi są po to, aby wskazać czytelnikowi, jak można było mu ułatwić poruszanie się po  zawartości publikacji, a jeśli ktoś chciałby zgłębiać tematykę dzieła, klarownego wskazania mu źródła. Recenzja przed-wydawnicza, jaką z założenia się czyni przy tego rodzaju monumentalnych wydaniach, zapewne wskazałaby na te zasadnicze braki i pozwoliłaby ich uniknąć.

Książka zawiera jednak mnóstwo informacji z powojennej historii Prudnika, wielu z nas znajdzie w niej informacje z własnej przeszłości, rozpozna siebie lub bliskich na zdjęciach i to jest rzecz godna najwyższego uznania i dowód na wykonanie ogromnej pracy.

Przechodząc do zawartości merytorycznej książki, to ze względu na szereg rażących błędów i przeinaczeń odnoszących się do historii miasta, publikacja powinna być pojmowana wyłącznie jako album. Wprawdzie autor nie wyjaśnia bezpośrednio jaki jest cel jego pracy, ale z treści i pośrednich wypowiedzi (o mieście) możemy się domyślać, że w oparciu o dawną literaturę jak i nowe informacje, chce przedstawić na nowo historię Prudnika. Jednakże rewolucja w badaniach naukowych nie oznacza ignorowania dorobku naukowego minionych pokoleń, a niestety takie ignorowanie ze stronic publikacji wybrzmiewa. Ponadto autor wzmiankuje, że zakłamywanie i umniejszanie faktów niezgodnych z oficjalnym trendem, to fałszowanie historii. Tego mieliby się dopuścić profesjonalni historycy, posiadający dorobek naukowy, ostrożnie podchodzący do wydarzeń, którym w żaden sposób nie można przypisać mitu założycielskiego początków miasta, czy innych pseudo-naukowych tez, jak choćby teorii o Wielkiej Lechii, a właściwie państwie Lechitów, albowiem nie istnieją na to materiały źródłowe. Tymczasem sam autor dopuszczając się dosyć dowolnego manipulowania przekazem źródłowym, podchodząc bezkrytycznie do każdej wzmianki pisanej, traktując zamiennie źródła i (wtórną do nich) historiografię, nie uwzględniając krytyki źródła, co jest podstawowym narzędziem pracy profesjonalnych historyków, sam fałszowania i zakłamywania historii się dopuszcza.

Zaczynając od archeologii

Autor chcąc samemu zagłębić się w tę tematykę, chyba nieco pogubił się w jej rozpiętości czasowej. Ze względu na ogromną liczbę stanowisk archeologicznych i zabytków znajdowanych na terenie Ziemi Prudnickiej, datowanych od epoki kamienia aż po czasy nowożytne, nie da się w kilku słowach opowiedzieć o najdawniejszych jej dziejach. Nie powinien też używać nazewnictwa, co do którego nie ma stuprocentowej pewności, jak choćby „epoka kamienia gładzonego” (terminu już dawno wyjętego z użycia, obecnie mówimy o neolicie – młodszej epoce kamienia) czy „szańce” (terminu odnoszącego się do umocnień fortyfikacyjnych budowanych od XVII wieku, a używanego w książce w kontekście wczesnośredniowiecznych grodzisk).

Archeologia, wbrew twierdzeniom p. Kaszy, jest niezależną nauką. Nie poddaje się obecnym „trendom” czy zachciankom „ścisłe[go] grona towarzystwa ugruntowanego w świętości swoich przekonań”. Żaden szanujący swoją pracę archeolog nie opublikuje wyników badań nie mając pewności, że zrobił wszystko, by były jak najbardziej rzetelne. Zabytki archeologiczne wydobyte z nietkniętych warstw ziemi są jednymi z najlepszych typów zabytków pod względem niezaprzeczalnej autentyczności i łatwego datowania dzięki całemu kontekstowi archeologicznemu, w którym są znajdowane. Nie da się ich zakłamać ani na siłę podpiąć pod własne teorie. Archeologia jest nauką, która przez ostatnie kilkanaście lat niesamowicie się rozwinęła. Nowe technologie takie jak georadar czy lidar (metoda tworzenia trójwymiarowego modelu światłem laserowym) umożliwiły „zaglądanie” pod powierzchnię ziemi bez użycia łopaty. Dzięki temu o wiele prostsze jest znajdowanie potencjalnych stanowisk archeologicznych i skupianie się na konkretnym obszarze. Nie szukamy już igły w stogu siana. Obecnie żadne większe badania archeologiczne nie mogą odbyć się bez współpracy z wieloma specjalistami z innych dziedzin takich jak historia, antropologia, geologia, dendrochronologia, chemia czy informatyka. To właśnie ta interdyscyplinarność powoduje, że są one kompletne i dają niesamowite efekty. Jeszcze trzydzieści lat temu nie bylibyśmy w stanie datować z precyzją do konkretnego roku znalezisk pochodzących z czasów średniowiecza, a obecnie znajdując nawet nieduży kawałek drewna, jesteśmy do tego zdolni. Archeologia nigdy nie stawia „kropki nad i”. Jednak dzięki wieloletnim doświadczeniom badaczy, znajdując w ziemi zabytki archeologiczne, potrafimy je naukowo zinterpretować. I na tym właśnie polega warsztat pracy każdego specjalisty.

Odnosząc się do wątków legendarnych początków miasta, Woka i Henryka Rożembergów, zweryfikujmy informacje o tak zwanej „Wielkiej Lechii”, a raczej Księstwie Lestkowiców, które podał jako pierwszy Wincenty Kadłubek, ale zaznaczmy od razu, że ani Kadłubek ani Długosz profesorami nie byli, jak tego chce R. Kasza. Kadłubek ukończył Uniwersytet Boloński, natomiast Długosz nie sfinalizował nawet studiów magisterskich. Obydwaj otrzymali zlecenia napisania kronik, bo zleceniodawcy mieli określony cel polityczny i propagandowy. Ten pierwszy miał usprawiedliwić zamach stanu Kazimierza Sprawiedliwego (obalił obowiązującą zasadę senioratu), ten drugi – wzmocnić dynastię Jagiellonów w ich polityce dynastycznej w Europie, w ekspansji na tron czeski i węgierski, aby odeprzeć Habsburgów. Odwołania Kadłubka na łamach kroniki do czasów starożytnych wynikały z jego profilu wykształcenia w duchu i z antycznych wzorców filozoficznych jak i konstrukcji samej kroniki (w formie dialogu biskupa Mateusza i arcybiskupa Jana, w którym jeden z rozmówców posługiwał się i popisywał wiedzą antyczną, doszukując się alegorii i odniesień do rzeczywistości średniowiecznej Polski). Bardziej wiarygodne były przekazy innych średniowiecznych kronikarzy, np. Gala Anonima (ok. 1113-1116), czy Thietmara (ur. 975 – zm. 1018). To oni spisywali kroniki będąc chronologicznie bliżej wydarzeń dotyczących początków państwa polskiego. Ani w jednej, ani w drugiej kronice nie znalazły potwierdzenia historie przedstawione przez Kadłubka. I jeszcze jedna kwestia, jeśli mówimy o początkach państwa polskiego: ugruntowana w drugiej połowie XIX wieku i lansowana na początku XX wieku, szczególnie w historiografii niemieckiej teza, jakoby czynnikiem państwowotwórczym w przypadku państwa pierwszych Piastów był najazd Germanów, a konkretniej Normanów, została już po drugiej wojnie światowej zarzucona i nie brano jej na poważnie, zarówno przez historiografię polską jak i niemiecką. Z tym bałamutnym przekazem rozprawił się już w 1946 r. Gerard Labuda i w latach późniejszych Henryk Łowmiański. Widzimy zatem, że rzetelne, chronologiczne przedstawienie danej problematyki, znajomość literatury przedmiotu i stanu badań uchronić może odbiorcę przed wybiórczym żonglowaniem faktami historycznymi i niewłaściwą ich interpretacją, tworzeniem mitów i legend.

Tym samym dotykamy innego bardzo ważnego problemu. Prudnik ma czeską genezę i nie można rozpatrywać początków miasta w kontekście powstawania państwa polskiego w X wieku czy nawet i wcześniej. To były dwa samodzielne, niezależne od siebie byty historyczne, zupełnie niepowiązane ze sobą. Musimy rozróżnić dwie kwestie: jedna sprawa jest związana ze śladami bytności człowieka na danym terenie, druga zaś – dotyczy funkcjonowania formy zorganizowanej, czyli osady przedlokacyjnej lub miasta lokacyjnego. Prudnik jako miasto powstał na surowym korzeniu (tzn. nie istniała na tym terenie żadna osada przedlokacyjna), co potwierdzają badania archeologiczne. Skoro mamy na innych terenach artefakty świadczące o funkcjonowaniu grodzisk, i to o wiele starszych niż XIII-wieczne, to takie również istniałyby dla Prudnika. Tymczasem pojedyncze znaleziska archeologiczne, jakie zostały odkryte na terenie miasta, świadczą jedynie o śladach przemieszczania się grup ludzi w starożytności i w okresie wczesnego średniowiecza. Po prostu ktoś mógł tędy przechodzić, rozbijać obozowisko, koczować przez jakiś czas i przemieszczać się dalej w poszukiwaniu lepszych warunków bytności. Taki model funkcjonowania był właściwy dla ery przed tworzeniem się pierwszych struktur plemienno-państwowych.

Skoro Prudnik był budowany od połowy XIII wieku, a lokowany ok. 1279 roku (szerzej na ten temat w literaturze naukowej przedmiotu), a czynnikiem miastotwórczym była aktywność czeskiego szlachcica Woka, to sporym nadużyciem jest wywodzenie czy powiązanie początków miasta z procesem tworzenia się państwa polskiego w drugiej połowie X wieku. Jeszcze bardziej rażącym błędem jest afiliacja początków miasta z zapiskami Geografa Bawarskiego, albowiem nikomu jeszcze Prudnik się wtedy nawet nie śnił. Nie mógł zatem, jak chce autor, Prudnik znajdować się na terenie plemienia Gołęszyców (przed 845 r.), bowiem zwyczajnie jeszcze nie istniał, a procesy miastotwórcze w przypadku naszego miasta rozpoczęły się dopiero po 1255 roku, czyli (bagatela!) ponad 400 lat później. Procesy miastotwórcze, jakie zachodziły na Śląsku w XIII i XIV wieku zostały już szczegółowo zbadane przez profesjonalnych historyków zajmujących się historią osadnictwa na Śląsku. Historycy ci docierali w archiwach do dokumentów lokacyjnych, spisywanych w języku łacińskim, czytali źródła (nie mylić z książkami i innymi publikacjami), badali te procesy w ujęciu porównawczym. Nie byli „betonem archeologicznym, skansenem i pozostałością z poprzednich epok” – jak chce autor publikacji, ale doświadczonymi badaczami, posiadającymi odpowiednie przygotowanie, warsztat, wykształcenie, znajomość języków obcych, w tym łacińskiego, niemieckiego i czeskiego w ich starodawnej formie, a przede wszystkim dorobek naukowy w postaci licznych publikacji o charakterze naukowym czy popularnonaukowym. Analiza dokumentów z połowy XIII wieku, wydanych w kancelariach Korony Czeskiej czy książąt opolskich pozwoliła doprecyzować datę początków miasta, a procesy prowadzące do lokacji miasta zostały szczegółowo omówione w literaturze przedmiotu i przyjęte w świecie nauki. Szersze ujęcie genezy miasta jako efektu konfliktu zbrojnego biskupa ołomunieckiego Brunona i księcia opolskiego Władysława zostało zaproponowane szerszej publiczności w 2009 r. Tymczasem Ryszard Kasza, w sposób właściwy dla stylu wypowiedzi we wspomnianej publikacji, nie tylko neguje te ustalenia, ale także w charakterystyczny już dla języka publikacji, kpi z nich, powołując się na niemieckich kronikarzy (jakich? bezimiennych?), bez wskazania, z jakiego źródła informacja ta została zaczerpnięta. Jeszcze inaczej potraktował znajdujący się w zbiorach Muzeum Ziemi Prudnickiej (sygn. MP/AH/98) dokument księcia Władysława II Opolczyka z 1384 roku. Najpierw (na str. 11) twierdzi, że taki dokument się nie zachował, na str. 28 przytacza jego treść, a na str. 30 zamieszcza jego reprodukcję (!).

W tym miejscu należy zadać sobie pytanie: czy wspomniana publikacja nie powinna być konsultowana merytorycznie z osobami, które wskazałyby uchybienia, dzięki czemu czytelnik dostałby pełnowartościowy materiał, rzetelny, pozbawiany rażących niedociągnięć i błędów? A może należało ograniczyć się tylko do części albumowej, bo jak widać rozmiar dzieła ewidentnie przerósł możliwości jego autora. Mimo faktu, że nadal dotkliwie odczuwamy brak nowoczesnej i wolnej od nacisków monografii Prudnika, to taka wielość zgromadzonego w trudzie materiału aż się prosi o opracowanie zespołowe i stworzenie monografii z prawdziwego zdarzenia. To zostało niestety w dużej mierze zaprzepaszczone.

dr Wojciech Dominiak

mgr Andrzej Dereń

mgr Sebastian Mikulec

mgr Małgorzata Piwko

mgr Janusz Stolarczyk

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here