Stan zamku w Łące Prudnickiej pogarsza się z każdym rokiem. Wszyscy są zatroskani, służby państwowe niezmiennie „chronią” zabytki, media od lat zapowiadają „konkretne” działania urzędów, a budowla znika na naszych oczach.
Mój znajomy co jakiś czas wysyła mi fotografie pięknie odbudowywanych pałaców, dworów i zamków. W ostatnich latach szczęście uśmiecha się do rezydencji dolnośląskich, gdzie co rusz nowi właściciele przywracają uroczym budowlom dawną świetność. W części z nich powstają luksusowe hotele i restauracje. Bywa i tak, że główna budowla jest odbudowywana, a biznes kręci się na terenie zabudowań towarzyszących, dawnych stajni, obór, budynków służby. Wracając z takich wycieczek szlakiem zamków i pałaców ze smutkiem spoglądamy na zamek w Łące Prudnickiej.
Jeszcze w latach 80. XX w. nie można go było nazwać ruiną. W części był zamieszkany, a w części prowadzono zaawansowane prace związane z adaptacją budowli na cele hotelowe. Wewnątrz powstały ścianki działowe pokoików, które miały służyć gościom. Odtworzono nawet piękne sgraffito na wschodnim skrzydle od strony Prudnika. Przemiany ustrojowe sprawiły, że stadnina postanowiła zrezygnować z kosztownego zabytku, nadal prowadząc działalność gospodarczą na terenie dawnego folwarku (tak jest do dziś). W latach 90. zgłosił się potomek ostatnich, niemieckich właścicieli zamku, który chciał przejąć budowlę, ale razem z ziemią, która do niego kiedyś należała. Na to nie było zgody i na tym zainteresowanie Niemca się skończyło. Zaczęły się czasy właścicieli prywatnych, polskich, z przerwami na komornika. Pojawiły się medialne zapowiedzi, że coś się ruszy i zamek znów będzie piękny. Gościli tu studenci, dziedziniec wykarczowano z drzew i krzaków. Powstały kolejne prace magisterskie na temat niecodziennej architektury zamku. Na walących ścianach odświeżono napisy „TEREN PRYWATNY. WSTĘP WZBRONIONY”. I znów nic się nie wydarzyło.
Od kilku lat trwa przełomowy dla stanu zamku okres degradacji związany z destrukcją dachów. Największe zniszczenia mają miejsce w skrzydle północnym, tym które najmniej widać od strony ulicy, stąd nie rzuca się w oczy. Dach uległ częściowemu zawaleniu i nie ma już części stropów. Jeśli nic się nie wydarzy w ciągu najbliższej dekady, kilkunastu lat, to (…)
Ciąg dalszy artykułu przeczytasz w „Tygodniku Prudnickim”, nr 9 z 27.02.2019 r. Cały numer gazety dostępny jest również w formie e-wydania (kliknij na baner poniżej). ZAMÓW CAŁOROCZNĄ PRENUMERATĘ Z RABATEM!