Kilka dni po sylwestrze zapalony fejsbukowicz z Prudnika Wojciech Bandurowski znalazł na Biskupiej Kopie worki i śmieci pozostawione przez osoby, które witały Nowy Rok na najwyższej górze Opolszczyzny. Widok pozostawionych po Sylwestrze i Nowym Roku śmieci powtarza się co roku, niemniej jednak, po pewnym czasie „znika”. Czy gdyby nie ofiarne zniesienie ze szczytu kilku worków odpadów przez Wojciecha Bandurowskiego i jego znajomych Kopa utonęłaby pod zwałami odpadów? Oczywiście, że nie.
Partia szczytowa góry znajduje się w całości po czeskiej stronie granicy, tutaj za odbiór odpadów odpowiadają Czesi (wieża posadowiona jest na działce miasta Zlate Hory, natomiast budowane schronisko to teren Miroslava Petřika) i raczej dobrze sobie z tym radzą. Po polskiej stronie granicy śmieci najwięcej jest przy maszcie krótkofalowców, gdzie jest palenisko. W takich miejscach pseudosportowcy i pseudoturyści lubią zostawiać najwięcej śmieci. Reszty dopełnia przyroda – wiatr potrafi porozrzucać śmieci na duże odległości. Tragedii nie ma, jeśli to papier, bo ten ulegnie rozkładowi w ciągu pół roku. Gorzej z plastikiem, który rozpadnie się w czasie od 100 do 1000 lat, a więc z naszego punktu widzenia w ogóle.
Kto więc odpowiada za porządek w tych miejscach, zarówno jeśli chodzi o śmieci porozrzucane, jak i ten składowanie do worków i kubłów? Właściciel, zarządca lub dzierżawca terenu. To święte prawo własności, z którym wiążą się też obowiązki. Jeśli są dodatkowe uzgodnienia to odpowiedzialność scedowana jest na organizatora imprezy, który powinien zadbać, żeby po jej zakończeniu miejsce pozostawić w takim stanie, w jakim się je zastało. O ile takie są uzgodnienia. Tymczasem spotkania noworoczne na Kopie, jak i w południe 1 stycznia nie mają organizatora. Turyści i sportowcy wchodzą lub wjeżdżają na szczyt indywidualnie, w grupach, wśród znajomych lub rodzin, albo jako zorganizowane wycieczki, np. w tym roku Towarzystwa Przyjaciół Głuchołaz, czy PTTK Prudnik. Podobnie jest w każdy dzień roku, a zwłaszcza w weekendy, kiedy turyści spotykają się na szczycie, choć formalnie nie ma imprezy i korzystają z wystawionych pojemników na odpady. Utrzymanie porządku na Kopie spoczywa więc na Czechach i na polskim stoku góry na zarządcy terenu, a tym są Lasy Państwowe.
– Sprzątanie zostanie zlecone firmie, która będzie realizować usługi leśne w leśnictwie Pokrzywna – wyjaśnia dla „TP” Rafał Kasza, specjalista Służby Leśnej Nadleśnictwa Prudnik. – Jeżeli nie można ustalić odpowiedzialnego za śmieci leśniczy zleca sprzątanie i płacimy firmie za usługę – dodaje.
System działa dość sprawnie, bo choć na Kopie i na szlakach można znaleźć śmieci, to po pewnym czasie są usuwane. Najgorzej jest podczas weekendowych dni, kiedy tłumy turystów pozostawiają góry śmieci, nie stosując się do zasady, że wytworzone przez siebie odpady w górach czy w lesie zabieramy ze sobą. Leśnicy nie są też w stanie regularnie sprawdzać każdego fragmentu lasu, stąd o niektórych „ogniskach” śmieci dowiadują się po dłuższym czasie.
Konserwatywni turyści są wręcz zwolennikami rozwiązania nie umieszczania w lasach i w górach koszy na śmieci, żeby zmusić osoby odwiedzające te tereny, do zabierania ze sobą odpadów. Kosze na odpady stanowią jeszcze jeden problem. W nocy są obiektem zainteresowania zwierząt, które nie tylko przyzwyczają się do korzystania z łatwej formy zdobywania pożywienia, ale również rozwlekają śmieci na dużej przestrzeni. Konsekwencją jest później schodzenie zwierząt na tereny zamieszkałe i buszowanie w odpadach. W niektórych nadleśnictwach w Polsce, przy miejscach odpoczynku ustawione są masywne kosze wykonane w całości z metalu z ciężkim wiekiem, uniemożliwiającym zwierzęciu dostanie się do środka.
Wspomniany na początku Wojciech Bandurowski publikując w Internecie filmiki pokazał, że zabrał ze sobą worki z odpadami ze szczytu, ale nie miało to większego sensu, bo system wywozy odpadów i sprzątania Biskupiej Kopy funkcjonuje od lat i jak dotąd góra nie utonęła pod zwałami śmieci. Można co najwyżej dążyć do przyspieszenia wywozu odpadów po dniach takich jak Nowy Rok. W tonie idiotyzmów należy za to zinterpretować komentarze Bandurowskiego, który odpowiedzialnością za pozostawione worki z pozbieranymi śmieciami na Kopie, czyni „pana Derenia”, PTTK Prudnik i ogólnie wszystkie osoby, które zdobyły Kopę 1 stycznia. Podobny zarzut można byłoby wysunąć pod adresem biegaczy na Kopie, którzy wieczorem nie wracają na górę i nie sprzątają „po sobie śmieci”, przy czym nieistotne jest to, że sami tych śmieci nie zostawili. Głupie? Oczywiście!
Osoby chcące na poważnie i systemowo zająć się sprzątaniem lasów i gór mogą dołączyć i wziąć udział w organizowanych od lat akcjach między innymi przez PTTK Prudnik, ale nie tylko, np. szkoły. Grupy wolontariuszy otrzymują potrzebny sprzęt, a następnie dzieleni są na poszczególne trasy, gdzie nie dają szansy żadnemu papierkowi pozostawionemu na drodze lub ścieżce. Dzięki takim akcjom z naszych gór znikają dziesiątki kilogramów śmieci. Akcja musi być zorganizowana i skoordynowana, bo pozbieranie śmieci trzeba gdzieś odstawić i umówić odbiór. To syzyfowa praca, bo ludzie śmiecą regularnie, ale mimo wszystko warto. Są też turyści, którzy widząc niewielki śmieć w lesie biorą go ze sobą i nie są odosobnione przypadki. Zapraszamy do wspólnego dbania o środowisko.
Artykuł ukazał się w drukowanym wydaniu „Tygodnika Prudnickiego” oraz jako e-wydanie (nr 3 z 10.01.2018).
Za to ja bym jajka podwiązał tym wszystkim, którzy w lesie walą fajerwerkami. W domu w toalecie, a nie w strefie ciszy.
Cały Bandurowski, życzę mu, żeby w ramach ekosiebie i wyciszenia rzadziej smrodził swoim suvem wjeżdżając na Kopę. I może zwolnił, bo to nie autostrada. No tak, tylko elitom przysługuje jeżdżenie na górę, bo mini router się ciągle psuje. Jaki sprzęt, taka firma.