„30 kurek już nie żyje, nie miały bowiem szans zamknięte w pudłach bez otworów i dla pewności owinięte stretchem i wysłane w długą podróż. Co ciekawe transport obejmował kilkaset zwierząt ale pudełka wciąż „gdakające” pojechały dalej…” – piszą na portalu społecznościowym przedstawiciele organizacji zajmującej się ochroną zwierząt Ekostraż z Wrocławia.
We wtorek 8 stycznia firma utylizująca zwłoki zwierząt otrzymała wezwanie do sortowni Poczty Polskiej we Wrocławiu, w której pracownicy zidentyfikowali w zamkniętych szczelnie folią kartonach kilkadziesiąt martwych kur. Co gorsza cały transport liczył kilkaset takich paczek. Te, z których nadal słychać było gdakanie, wysłane zostały w dalszą podróż. Z dokumentacji pocztowej wynikało, że przesyłka nadana została w Głuchołazach, a punktem docelowym była Jelenia Góra.
Ekostraż poinformowała o zdarzeniu policję.
– Poczta Polska jak to możliwe? – pytają przedstawiciele organizacji. – Jak możliwe, że po tak makabrycznym odkryciu wasz oddział we Wrocławiu pozwolił na dalsze cierpienie i prawdopodobnie śmierć kolejnych zwierząt, kierując transport wciąż żywych zwierząt w dalszą podróż (po otwarciu pudełek, które już nie gdaczą – 30 kurzych ciał kazaliście zabrać do utylizacji)? Podobno „nie macie procedury” na wypadek, gdy ktoś nadaje nieoznaczony żywy inwentarz, który częściowo umiera. W ogóle nie macie procedur, gdy ktoś nadaje żywe zwierzę jako zwykłą rzecz? Otóż taką procedurą jest ustawa o ochronie zwierząt.
Edit: Proszę Państwa sprawa została przekazana na policję. W niniejszym poście z oczywistych względów nie są ujawnione…
Opublikowany przez EKOSTRAŻ Wtorek, 8 stycznia 2019