Trwa ogólnopolski protest pracowników administracyjnych sądów. Uczestniczą w nim również pracownicy Sądu Rejonowego w Prudniku.
Akcja polega na braniu przez pracowników zwolnień lekarskich, co skutkuje ograniczeniem funkcjonowania sądów. 12 grudnia dyrektor Magdalena Kolbiarz i wiceprezes Sądu Rejonowego w Prudniku Beata Salkiewicz wydały komunikat o możliwym wystąpieniu od tego dnia „trudności w rozpoznawaniu spraw, spowodowane nieobecnością w pracy urzędników sądowych, pracowników obsługi oraz asystentów sędziego. Utrudnienia mogą też dotyczyć funkcjonowania Biura Obsługi Interesanta oraz Biura Podawczego”.
Praca Biura Obsługi Interesanta została ograniczona do przyjmowania pism w Biurze Podawczym sądu oraz udzielania niezbędnych informacji BOI w godzinach od 8.00 do 15.00. z przerwą w godz. 10.30 do godz. 11.00. Klienci sądu – strony, uczestnicy oraz osoby wezwane – muszą liczyć się z przesuwaniem terminów rozpraw, o czym są informowani korespondencyjnie.
Czego domagają się pracownicy sądów? Przede wszystkim podwyżki płac o 1000 złotych. W tej chwili ich wynagrodzenia wahają się od 2500 do 3000 złotych brutto. Według NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa 20 procent pracowników otrzymuje wynagrodzenie zasadnicze maksymalnie do kwoty 1808,10 zł netto. Sytuacja staje się coraz bardziej niepokojąca. „W latach 2014-2016 odeszło z sądów 17 tys. naszych koleżanek i kolegów, niebędących sędziami. W pierwszej połowie tego roku odeszło ich już ok. 3 tys.” – informuje Komisja Międzyzakładowa MOZ NSZZ Solidarność Pracowników Sądownictwa. – „Uważamy, że to Pan ponosi odpowiedzialność za obecną sytuację w sądownictwie, doprowadzenie do skrajnych reakcji i nieprzewidzianych prawem działań ze strony pracowników, aby zwrócić uwagę na swoją dramatyczną sytuację” – piszą związkowcy w apelu do premiera Mateusza Morawieckiego.
Cierpliwość pracowników sądów skończyła się, gdy otrzymali z ministerstwa sprawiedliwości informację, że w przyszłym roku czekają ich 5-procentowe podwyżki.
W środę 12 grudnia pracownicy Sądu Okręgowego w Katowicach zorganizowali protest przed budynkiem – wyszli na ulicę w trakcie 15-minutowej przerwy. Dlaczego tam nikt się nie rozchorował? – Dostaliśmy ostrzeżenie, że jeśli zaczniemy masowo chorować, to poniesiemy konsekwencje finansowe – mówi cytowany przez media jeden z pracowników katowickiego sądu.