Nie stałoby się to za sprawą powrotu Pokrzywnej do gminy Prudnik, bo to jest temat nieosiągalny dla naszych lokalnych elit od 50 lat, ale dzięki zakończeniu negocjacji zwrotu Polsce 368 ha, do czego zobowiązała się Czechosłowacja, a obecnie państwo czeskie.
Temat czeskiego długu granicznego sięga 1959 r., kiedy to oba państwa dokonały operacji wyrównania granicy, czyli mówiąc kolokwialnie, jej skrócenia.
Granice nieoczywiste
„Nierówności” granicy sięgały czasów feudalnych i XVIII-wiecznego podziału Śląska między Prusami a Austrią. Z reguły (choć były wyjątki) linia graniczna opierała się o spójność prywatnej własności ziemskiej, co często rodziło niecodzienne sytuacje. Takim przykładem były łany pól na południe od wsi Pielgrzymów, które stanowiły austriackie eksklawy wewnątrz terytorium Prus. Stara droga z Prudnika do Głubczyc na wysokości Lasu Głubczyckiego, na niewielkim odcinku, w całości przebiegała przez terytorium austriackie. Wieś Skowronków, będąca w XVIII w. własnością wójtostwa Zlatych Hor, pozostała w ich granicach, choć z trzech stron otoczona była terytorium pruskim. Czasem miały miejsce kuriozalne sytuacje, jak choćby w lesie na południe od Pokrzywnej. Na znacznej odległości granica państwa w ogóle nie była wytyczona, co było konsekwencją ciągnącego się od XVI w. sporu o las Rosenau między Miastem Prudnik, a kolejnymi panami na zamku w Jindřichovie. W wyniku zawieranych rozejmów sporny las był użytkowany przez obie strony. Dopiero w 1845 r. wspólna komisja dokonała podziału lasu i wytyczenia granicy państwowej. Słupy graniczne z tamtego czasu służą do dzisiaj.

Dziel i rządź
Po II wojnie światowej, kiedy własność prywatna w państwach bloku wschodniego straciła na znaczeniu, zmiany graniczne stały się prostsze, niż to było wcześniej. W okolicach Prudnika korekt granicznych z 1959 r. było dużo, ale tylko w jednym przypadku dotyczyła całej miejscowości – Skowronkowa, który włączono w obszar Polski. W Krzyżkowicach przesunięto granicę na korzyść Polski, włączając do niej okazały budynek, który zajęły na strażnicę Wojska Ochrony Pogranicza. W okolicach Laskowic na niewielkim obszarze zredukowano wcięcie terytorium czechosłowackiego, odsuwając je nieco od polskiej linii kolejowej – Magistrali Podsudeckiej. Granicę wyrównano również w Lesie Trzebińskim, gdzie mniejszy fragment przyznano Pradze, a większy Warszawie. Dziś śladem tej zmiany jest duży słup graniczny (pierwotnie niemiecko-czechosłowacki, a potem polsko-czechosłowacki), który został powalony i do dziś leży w korycie okresowo wysychającego strumienia, obecnie w całości na obszarze Polski. Obok znajduje się nadal wkopany w ziemię kamień wyznaczający granicę posiadłości Miasta Prudnika z zatartym monogramem NST. Do Czechosłowacji przyłączono spory fragment Polski, ciągnący się w dolinie rzeki Prudnik. Obecnie stanowi on część rezerwatu przyrody.
Chcą oddać, ale…
Po zakończeniu delimitacji z 1959 r. okazało się, że Czesi są „na plusie” z 368 hektarami. Dla obu stron było jasne, że ziemie te trzeba wskazać i muszą być włączone w obszar Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W 1992 r., w już nowych realiach politycznych (w styczniu 1993 r. doszło do ostatecznego podział Czechosłowacji na Czechy i Słowację), ministrowie spraw zagranicznych Jiří Dienstbier i Krzysztof Skubiszewski zawarli ugodę, której konsekwencją było powołanie do życia polsko-czeską komisję, mającej zrealizować umowę. W 2005 r. Czesi zaproponowali pieniądze zamiast gruntów, ale Polacy na to nie przystali. Dziesięć lat później Czesi wytypowali grunty do wymiany, ale ostatecznie wycofali się z tego. W tym roku polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że zwróci się do Pragi o sfinalizowanie umowy z 1992 r. Z jakim efektem, czas pokaże.
O jakich gruntach z 2015 r. mówią Czesi? Najczęściej są to działki o niskiej wartości rynkowej lub trudno dostępne, co oczywiście – dla Czechów – jest zrozumiałe, nieużytki, tereny nadrzeczne. Tak jest na przykład w okolicach Karniowa (staw Petrův rybnik), gdzie niewielki las (ok. 770 m kw.) znajduje się po polskiej stronie brzegu rzeki Opawa i Czesi nie mają do niego dostępu (nie ma tam mostu).
Hlinka odda Polsce
Obszary, które mogłyby przypaść Polsce, a dokładniej powiatowi prudnickiemu i gminie Lubrza (sołectwa Krzyżkowice i Trzebina), znajdują się na odcinku granicy państwa i czeskiej gminy Hlinka.
– Większość mieszkańców była kiedyś zatrudniona w rolnictwie, ale teraz są tylko prace sezonowe dla kilku osób. Mamy wysokie bezrobocie, a młodzi ludzie wyjeżdżają w poszukiwaniu pracy. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba ludności spadła z 250 do 190. Można to poprawić, czyniąc obszar przygraniczny bardziej atrakcyjnym dla turystyki. Mamy idealne warunki do stworzenia pięknej ścieżki rowerowej wokół granicy, ale nie możemy jej zrealizować, gdy przebiega ona przez działki zablokowane w celu uregulowania długu terytorialnego z Polską – relacjonował w 2015 r. sytuację w Hlince wójt (czeski starosta) Marcel Chovančák (wypowiedź za onet.pl).
Czy więc powiat prudnicki powiększy się o choć kilka hektarów? Czas pokaże. Może się tak stać również dlatego, że obszary czeskie w okolicach Prudnika nie są atrakcyjne ekonomicznie w porównaniu z innymi regionami, stąd ich oddane Polsce będzie dla państwa czeskiego najmniej kosztowne.

Bardzo bym prosił Pana redaktora aby nie nazywał,, lokalnymi elitami” tę bandę kutafonów, nierobów i prostaków przy prudnickim korycie bo Pan ujmuje szacunku porzadnym pozabudżetowym obywatelom Prudnika.
Dziękuję
Zaolzie tez beda chcieli przejac jak w 1938 Roku?
Polska odebrała wtedy lekcję, że nie idzie się na układy w despotami, bo to zawsze jest na krótką metę. Teraz też Putin chciałby cichych sojuszników w rozbiorze Ukrainy.
Ładne tereny. Mogłaby rozkwitnąć turystyka, ale poustawiali wiatraków i teraz to tereny częściowo przemysłowe. Teraz gmina Prudnik z tym mi się kojarzy.