W wieku 33 lat zmarł Maciej Englot, były prudnicki koszykarz, zawodnik profesjonalnej drużyny futbolu amerykańskiego Wolverines Opole, a później także szkoleniowiec.
– Maciek „Endziu” Englot był nie tylko naszym trenerem, ale i przyjacielem! Zaszczepił w nas miłość do futbolu amerykańskiego. Zawsze wprowadzał pozytywny nastrój i motywował nas do ciężkiej pracy. Służył pomocą nie tylko na boisku, ale i poza nim. Dziękujemy mu za czas, który mogłyśmy z nim spędzić. Żegnaj przyjacielu – czytamy na profilu AZS Vixens Opole.
– Sport towarzyszył mi od dziecka – wspominał w rozmowie z Martą Nabrdalik (gazetainformator.pl) Maciej Englot. – Zawsze byłem większy niż rówieśnicy i od zawsze wolałem trzymać piłkę w rękach niż ją kopać. Pasją do sportu zaraziła mnie mama, która w latach młodości grała w koszykówkę. Pierwsze kroki na parkiecie stawiałem w czasach gimnazjum, wtedy na poważnie zakochałem się w koszykówce, ulicznej jak i tej na parkietach hal sportowych. Grałem na różnych szczeblach i w różnych drużynach. Jednak zawsze z taką samą pasją i miłością. Na parkiecie i tartanie spędziłem w sumie około 10 lat, aż do końca studiów licencjackich na Politechnice Opolskiej, którą miałem przyjemność reprezentować między innymi na Akademickich Mistrzostwach Polski.
Następnie przyszedł czas na futbol amerykański.
– Jako dzieciak dostałem od dziadków jajowatą piłkę. Co prawda do rugby, ale wtedy nie znałem jeszcze podziału na dwie osobne dyscypliny. Pamiętam, jak ze znajomymi graliśmy w „grę” dla zabawy. Formacje, akcje, podania to było jakoś w liceum i po pewnym czasie nikt nie chciał ze mną grać, bo rzucałem się na każdego, kto miał piłkę w rękach. W 2012 roku zaczęło się na poważnie. Przyjechałem na pierwszy trening futbolu amerykańskiego do drużyny Wolverines Opole. Trening odbywał się na piłkarskim boisku niedaleko cementowni w Opolu. Futbol był dla mnie nowością. Nie znałem zasad, nie znałem taktyk, wiedziałem tylko, że chcę dorwać tego gościa co biegnie i trzyma piłkę. No i zacząłem trenować w obronie. Pierwsze, co zapadło mi w pamięci, to atmosfera w drużynie, ludzie połączeni wspólną pasą, będący dla siebie jak rodzina.
Cenił sobie także jazdę na jednośladzie.
– Dla niektórych rower to tylko środek transportu, ale dla mnie to cząstka mnie. Uwielbiam podróżować, uwielbiam odkrywać nieznane, a rower od zawsze mi to umożliwiał. Lubię wyznaczać sobie cele i lubię zdobywać szczyty, a nic nie daje mi tyle radości jak dotrzeć w jakieś miejsce za pomocą własnych mięśni. Rower daje wolność, nie trzeba go tankować. Surowe połączenie człowieka i maszyny.
Przed paroma laty wziął udział w wydarzeniu pn. I Dycha Pomarańczowej Pomocy, czyli charytatywnym biegu na dystansie 10 km, którego celem było wsparcie dzieci i dorosłych zmagających się z depresją.
Uroczystości pogrzebowe Macieja Englota odbędą się jutro (28 września) w samo południe na cmentarzu komunalnym w Prudniku.