Mieszkańcy Jarnołtówka wzywają premiera Donalda Tuska do podjęcia działań zmierzających do remontu zapory w ich miejscowości. Jej właściwy stan to gwarancja bezpieczeństwa dla szeregu miejscowości na Złotym Potokiem, rzeką Prudnik i Osobłogą.
– Ostatnia powódź pokazała, że tama oraz wały wymagają gruntowego remontu. Mieszkańcy Jarnołtówka nagle musieli opuścić swoje domy i cudem uniknęli tragedii, gdyż zapora groziła zawaleniem – piszą w liście otwartym, zapraszając jednocześnie premiera do odwiedzin ich miejscowości.
W mediach społecznościowych jest sporo komentarzy wspierających inicjatywę mieszkańców. Pod listem chcą się również podpisać mieszkańcy Pokrzywnej, Łąki Prudnickiej, Moszczanki i Prudnika, dla których stan zapory w Jarnołtówku jest również bardzo ważny.
Prawdopodobnie sam remont zapory, jej części kamiennej i wałów, nie wystarczy. Budowla powstała ponad sto lat temu, bazując na doświadczeniach i technologiach z przełomu XIX i XX w. Konstrukcja nie była przystosowana do skali powodzi, których rozmiary przekraczają te, zdarzające się w przeszłości. Realną potrzebą może stać się więc przebudowa zapory. Konieczne będą wypowiedzi ekspertów.
A czym się zajmują osoby z zarządzania kryzysowego w Prudniku proszę o informację
Pozuja do zdjec ,na tle popowodziowym
Jak widać zmiany klimatyczne postępują w tempie szalonym i takie powiedzie jak ostatnio mogą się teraz zdarzać co kilka lat lub nawet co roku. Należało by w takiej sytuacji rozważyć budowę suchego kanału ulgi dla Prudnika co jest fizycznie wykonalne. Kanał ulgi zaczynał by się pomiędzy Łąką Prudnicką a Prudnikiem przechodził na drodze do Chocimia pomiędzy działkami a rozwidleniem na stary klasztorek (szutrówka) i asfaltowa na Chocim, na drodze do Lip pomiędzy Lipami a działkami i następnie łączył by się z rzeką na końcu piaskówki. Kanałem tym jakby odprowadzić połowę wody jaka teraz płynęła to żadnych zalań by w Prudniku nie było. A we wsiach Moszczanka i Łąka Prudnicka należało by rozsunąć wały rzeki o około 3 metry wtedy woda by nie wychodziła z koryta i nie zalewała tych wiosek. Sam remont i ewentualna modernizacja zapory w Jarnołtówku nie wiele pomoże naszej gminie gdyż w tym co płynęło w kulminacji w Prudniku to 60 % wody z polskiej strony a 40 % to woda z zapory w Jarnołtówku. Lasy pomiędzy Prudnikiem a Jarnołtówkiem zostały strasznie powycinane a wiadomo że lasy to naturalna gąbka która chłonie i znacznie opóźnia spływ wody do Złotego Potoku nawet o kilka dni i lasy szybko nie odrosną u nas więc nie ma innej rady jak suchy kanał ulgi i rozsuwanie wałów aby problem opanować bez względu na zaporę w Jarnołtówku. Deszcz padał tylko dwa dni a co będzie jak deszcz będzie padał 4 dni ?
Pomysłowe, ale w w najwyższym miejscu grzbietu kanał musiałby mieć głębokość jakichś 20-30 metrów. Wykonalne, bardzo kosztowne, a efekt końcowy, bo to rozwiązanie tylko dla części Prudnika, może dla jakichś 1-2 tys. mieszkańców z ulic zalewowych. Prudnik byłby na wyspie 😉
Nie zgodzę się że jest to rozwiązanie dla części Prudnika. Zalanie stacji transformatorowej pozbawiło ponad 20 tys. miasto prądu (u mnie przez 2 dni a nie mieszkam gdzie były jakieś zalania). Nie wiem jak szpital, Policja, Straż Pożarna itp służby ratujące życie sobie radzą w takiej sytuacji ale wodociągi sobie nie poradziły i nastąpił brak wody chyba w całym mieście. Łączność GSM siadła (logowanie było ale z nikim się połączyć nie mogłem) bo BTS i centrala telefoniczna nie działają jak prądu nie ma lub działają w ograniczonym zakresie np: tylko numery alarmowe bo mają tam jakiś swoje małe zasilanie. To są sprawy rzutujące na bezpieczeństwo całego miasta a nawet i gminy. Zniszczony stadion, zniszczona hala łucznicza itp struktura miejska z drogami, mostkami oraz budynki komunalne to obciążenie dla wszystkich mieszkańców miasta. A straty mieszkańców : mieszkania, domy, piwnice , garaże, działki. Więc ja nie uważam że to dla 1-2 tys. mieszkańców ale dla całego miasta. Np: koszt wyrzuconego jedzenia bo się zepsuło bo lodówki i zamrażarki nie działały a teraz koszty wywozu i utylizacji tego zepsutego jedzenia z całego miasta z lodówek ludzi ale i z lodówek sklepów. Wg. moich szacunków łącznie nie mniej jak 5 mln złotych bez wywozu i utylizacji. Straty firm : maszyny, materiały do produkcji, towary na sprzedaż, przestoje także ze względu na brak prądu m.in. restauracje, hotele i inne usługi. I nie ma gwarancji że wszystkie firmy nadal będą istnieć a pewnie nie mały odsetek z nich nie przeżyje i bezrobocie, zasiłki, Pomoc Społeczna itp. Należy obliczyć wszystkie koszty jakie wygenerowała powódź zarówno dla ludzi, gminy, firm i państwa i porównać z kosztem kanału ulgi i być może okaże się że koszty budowy suchego kanału ulgi będą niższe niż straty tylko za ostatnią powódź. Rzeka płynąca przez miasto w kształcie podkowy to idealna lokalizacja dla suchego kanału ulgi i mało które miasto ma taką rzekę żeby zrobić taki skrót dla wody.
Jeśli chodzi o pośrednie koszty dla całej okolicy, to masz rację.
Że swojego doświadczenia.Jak wymusić na zarządcach dróg by wymagali od projektantów rozwiązań dla wód opadowych innych niż bezpośredni zrzut do rur? W odpowiedzi z WP informacja że wszystko się zgadza z operatem wodno-prawnym,uśrednione przepływy zostały uwzględnione i koniec.Tak to jest gdy brak odpowiedzialności personalnej.
Pomysl ciekawy I do zrobienia ,tylko czy” Ministra” sie zgodzi!?
Myślę, że inicjatywa tego listu powstała na zlecenie UM lub Starostwa w Prudniku.
Na celu ma usprawiedliwienie błędnych decyzji trzech pajaców. Zapora jest stale konserwowana a wały nie przeciekają i nigdy nie przeciekaly.
Ukształtowanie terenu nie pozwala na większe modyfikacje. Sami zaś ludzie żyjący przy rzekach nie wyciągają wniosków z przeszłości i nagminnie budują domy na terenach zalewowych.
Byłem przedwczoraj na zaporze w Jarnołtówku i przez godzinę szukałem rzekomych przecieków. Przeszedłem też dołem na całej długości wał ziemny zapory. Cały zewnętrzny wał zapory (od strony Jarnotówka) suchy jak pieprz, nie widać żadnego uszczelniania a nawet nie ma żadnych rowków wyżłobionych przez wodę a trawa jest nienaruszona na całej długości czyli chyba 300 metrów. To samo za wałem ani jednego małego rowka wyżłobionego przez wodę, sucho jak pieprz a trawa nie wygnieciona od przepływu wody. Sama kamienna zapora też nie podmyta ani nie ma najmniejszych pęknięć czy śladów wypływania wody. Ja nie jestem ekspertem od tam i skupiłem się na oglądaniu zapory od zewnętrzenej strony (na wewnętrznej gdzie jest woda, straszny syf i nic tam sie zobaczyć nie da a wycieki szuja sie na zewnętrzenej stronie -tej suchej) ale jakby wypłynęło choćby 1000 litrów wody to by były jakieś rowki, wygnieciona trawa i błoto zarówno na wale zapory jak i daleko za wałem choćby przy wiacie turystycznej. A w Radiu Opole słyszę za zapora „ma przebiecie”, ze obsługa zapory zostanie wycofana ze względu bezpieczeństwa bo nic się z przebiciem nie da zrobić. Niech mi ktoś pokaże zdjęcie tego przebicia na zaporze to uwierze bo po oglądaniu zapory na własne oczy przez godzinę czasu nic nie znalazłem co by było najmniejszym przebiciem czy najmniejszym wyciekiem.
Tja, urzędnicy z Prudnika zmusili mieszkańców Jarnołtówka i przy okazji zapomnieli, że mają wioski na swoim terenie. I jeszcze o Pokrzywnej. Bardzo mądrze.
Nie zmusili, podrzucili pomysł. To numer stary jak świat.
Byłem przedwczoraj na zaporze w Jarnołtówku i przez godzinę szukałem rzekomych przecieków. Przeszedłem też dołem na całej długości wał ziemny zapory. Cały zewnętrzny wał zapory (od strony Jarnotówka) suchy jak pieprz, nie widać żadnego uszczelniania a nawet nie ma żadnych rowków wyżłobionych przez wodę a trawa jest nienaruszona na całej długości czyli chyba 300 metrów. To samo za wałem ani jednego małego rowka wyżłobionego przez wodę, sucho jak pieprz a trawa nie wygnieciona od przepływu wody. Sama kamienna zapora też nie podmyta ani nie ma najmniejszych pęknięć czy śladów wypływania wody. Ja nie jestem ekspertem od tam i skupiłem się na oglądaniu zapory od zewnętrzenej strony (na wewnętrznej gdzie jest woda, straszny syf i nic tam sie zobaczyć nie da a wycieki szuja sie na zewnętrzenej stronie -tej suchej) ale jakby wypłynęło choćby 1000 litrów wody to by były jakieś rowki, wygnieciona trawa i błoto zarówno na wale zapory jak i daleko za wałem choćby przy wiacie turystycznej. A w Radiu Opole słyszę za zapora „ma przebiecie”, ze obsługa zapory zostanie wycofana ze względu bezpieczeństwa bo nic się z przebiciem nie da zrobić. Niech mi ktoś pokaże zdjęcie tego przebicia na zaporze to uwierze bo po oglądaniu zapory na własne oczy przez godzinę czasu nic nie znalazłem co by było najmniejszym przebiciem czy najmniejszym wyciekiem.
Mało inteligentna społeczność i tych paru cwaniaków o tym wie. Dużo obiecują, kiedy trzeba straszą. I tak siedzą przy korycie śmiejąc się od lat.
Przepraszam, ale w ktorym wydziale oksperckim Pan pracuje? bo nie doslyszalam.. aha, czyli nie ma Pan zielonego pojęcia w tej dziedzinie.
Marian, tama się przelewała górą, a to znaczy, że nie było już rezerwy. Wystarczyło trochę więcej wody i przelewałaby się górą wałem, a to byłby wstęp do tragedii. Zapora wymaga przebudowy, zwiększenia przepustowości. Te dziurki w ścianie zapory już nie spełniają swojej roli, bo są za małe. Natomiast te niby groźne przecieki, jakieś ich zabezpieczenie to tak, to bzdura.
Mam inne zdanie. To że zapora zaczęła się przelewać górą nie stwarza żadnego zagrożenia dla tej zapory – medialnie to bardzo fajnie wygląda i budzi strach kogoś kto nigdy nie był na tej zaporze. Konstrukcja tej zapory jest bardzo dobrze przemyślana i jest to tak naprawdę zapora bezobsługowa która sama potrafi się obronić przed zniszczeniem bez względu na ilość wody i bez względu jaki dureń by sterował otwieraniem upustów. Przelewanie się tej zapory to normalną sprawa dla tej zapory i jest to dodatkowy kontrolowany i bezpieczny samoupust (zawór bezpieczeństwa). Wał ziemny jest na poziomie co najmniej 2 metrów wyżej niż przelew na kamiennej zaporze i nigdy nie dojdzie do sytuacji że woda zacznie się przelewać przez wał ziemny. Wszystkie poniemiecki zapory mają takie automatyczne przelewy choć niektóre mają nie nad kamienną zaporą a z boku. Te „dziurki” (dwa upusty denne i jeden na 7-8 metrach) w ścianie zapory są idealnych rozmiarów i dopóki woda się nie przelewa górą to te 3 otwarte na full dziurki podają tyle wody że nie powinna ona wychodzić z koryta (zakładając że rzeka jest w należytym stanie a nie zarośnięta chaszczami, krzakami a nawet małymi drzewami jak to miało miejsce w Moszczance czy Łące) więc ich powiększenie bez rozsunięcia wałów rzeki lub znacznego pogłębienia rzeki aż za Prudnik spowodowało by że jakby jakiś dureń otworzył na full wszystkie powiększone „dziurki” to przy połowie pojemności tej suchej zapory mogło by spowodować większą powódź niż mieliśmy.
Jedyne remedium to powiększenie pojemności tej suchej zapory ale to też chyba jest niemożliwe. Ja nie jestem przeciw remoncie czy konserwacji tej zapory i uważam że to trzeba zrobić – szczególnie ze względu na zwierzęta które w tej zaporze (jej wale ziemnym) od ponad 100 lat robią dziury, kanały i nory. Żeby zasypać norę borsuka w wale ziemnym potrzeba 4 tony ziemi, myszy, nornice, krety a nawet robaki przez 100 lat zrobiły tam sito wewnątrz tego wału ziemnego i to jest największe zagrożenie dla tej zapory. Nie przebudowa tylko należyta konserwacja szczególnie wału ziemnego.
Jeśli woda przelewa się koroną, to znaczy, że utracona została wszelka kontrola nad zaporą. Powiedz mi, co w tej sytuacji może zrobić osoba na tamie? Tylko patrzeć. W tej sytuacji nie ma już żadnej kontrolnej możliwości reakcji. To dla obiektu hydrotechnicznego z czasów zaborów w Polsce sytuacja ekstremalna i maksymalne obciążenia. To są tylko spojone kamienie i wał z kamienia i ziemi, a nie materiał z Kryptona.
Z tego co mi wiadomo to wał nie składa się z samej ziemi. Ludzie, którzy projektowali tą zaporę przewidzieli każdy scenariusz i gdyby dziś jeszcze żyli to prudniccy pseudofachowcy z tzw sztabu kryzysowego mogli by im co najwyżej buty wyczyścić. I to na wysoki połysk ☝️.
Jak zapora ma tzw, wał ziemny to jej rdzeń (70 % tego wału) jest z gliny a ta nie przepuszcza wody i nie nasiąka i jest odporna na podmycie. A ziemia to tylko nakrycie potrzebne do ukorzenienia się roślinności. Dobre wały powodziowe też mają rdzeń gliniany i takich nie idzie przerwać. Ale glinę trzeba wykopać i przewieść pod zaporę i uformować rdzeń wału powodziowego. Taki wał jest 4 razy droższy od takiego który powstanie z ziemi wybranej z koryta rzeki przy poglębianiu i/lub spychaczem nasuniętej z sąsiedztwa. Albo się buduje solidnie albo tanio i pod publikę.
Od wyborow do wyborow