Tłumy towarzyszyły Damianowi Szepelawemu w jego ostatniej ziemskiej drodze
W uroczystościach pogrzebowych (18.05) w Szybowicach, oprócz bliskich, przyjaciół i znajomych, wzięło udział wiele delegacji, m.in. samorządowcy, strażacy, ratownicy medyczni i sportowcy.
Damian Szepelawy od 2007 roku sprawował funkcję sołtysa Szybowic, w ostatnich latach był także prezesem rozwijającego się UKS Orlik Prudnik. W przeszłości zasiadał w Radzie Powiatu, będąc również członkiem Zarządu Powiatu Prudnickiego. Działał też w OSP, natomiast zawodowo realizował się w karetce. Odszedł w niedzielę, 14 maja w wieku 44 lat. Zostawił żonę i osierocił dwoje dzieci: 13-letniego syna i roczną córkę.
Starosta Radosław Roszkowski jeszcze w sobotni wieczór snuł z Damianem Szepelawym plany o kolejnych wspólnych przedsięwzięciach sportowych.
– Jestem w głębokim szoku – komentował na gorąco dla „TP” gospodarz powiatu, który o śmierci kolegi dowiedział się podczas wypadu rodzinnego. – Byłem przekonany, że to jakaś plotka, kłamliwa informacja. Kolejne telefony, niestety potwierdziły tragiczne wieści.
– Każda śmierć wywołuje żal, ale gdy odchodzi osoba tak zaangażowana społecznie, to ból jest jeszcze większy. Damian Szepelawy był społecznikiem, którego można było stawiać za wzór – napisał w mediach społecznościowych burmistrz Grzegorz Zawiślak.
Damian Szepelawy wielokrotnie gościł na łamach „Tygodnika Prudnickiego”. W grudniu 2021 roku udzielił gazecie obszernego wywiadu. Poniżej kilka cytatów.
„Praca społeczna to służba. Służba mieszkańcom 24 godziny na dobę przez cały rok. To wyrzeczenia i pełna gotowość, która czasami daje satysfakcję, a czasami gorycz porażki, ale to zaś mobilizuje do dalszych działań”.
„Ciężko mi porównać życie na wsi do życia w mieście, ponieważ w mieście nigdy nie mieszkałem. Ale wielokrotnie słyszę takie opinie, że na wsi jest lepiej. „Wady” dostrzegają ci, którzy wprowadzili się na wieś. A to im przeszkadzają jadące kombajny, a to kurz z pól, a to zapach naturalnych nawozów. Może jeszcze 20 lat wcześniej mogliby się skarżyć na piejące koguty i ryczące krowy. Zalety, to po prostu swoboda, świeże powietrze, przestrzeń, krajobraz”.
„Do Orlika zaprowadził mnie mój syn Szymon. To on chciał grać w piłkę i tak zaczęła się nasza wspólna przygoda z futbolem. Najpierw grał w Sparcie Prudnik, późnej przeszedł do UKS-u Orlik. Do samego zarządu zostałem wskazany przez rodziców, ponieważ poprzedni zarząd zrezygnował i odszedł. Jako klub robimy wszystko, żeby dać szansę na rozwój talentów, hobby i predyspozycji zawodników. Rodziców kosztuje to dużo wyrzeczeń. Poukładanie dnia, tygodnia pod plan zajęć szkolnych, harmonogram treningów, terminarz rozgrywek. Po takich wyrzeczeniach byłaby to taka mała nagroda mieć syna zawodowego piłkarza. W tym wszystkim Szymon potrzebuje jeszcze szczęścia na swoją życiową szansę. Mocno w to wierzymy i kibicujemy mu w rozwoju talentu i pasji”.
„Jak każdy chłopiec chciałem być strażakiem, ale los zaprowadził mnie do karetki. Nie żałuję. Znalazłem swoje zawodowe miejsce. (…) Sytuacje stresowe to codzienność w naszym zawodzie. Agresja spowodowana bezradnością ludzi w trudnych, tragicznych momentach życia oraz ta alkoholowa agresja to ryzyko zawodowe wpisane w służbę w ochronie zdrowia. Spotykam się często z nerwowymi sytuacjami. W końcu to walka o ludzkie życie”.
„Mamy w domu takie swoje powiedzenie, że gdy ja muszę coś ugotować, to zastęp naszej OSP siedzi już w wozie bojowym (uśmiech). Jestem łasuchem i lubię domowe wypieki, głównie na bazie maku. Z potraw domowych, lubię pierogi z białym serem oraz sałatkę warzywną”.
„Hobby? A co to jest (uśmiech)? Tak na prawdę to moja działalność społeczna, to poświęcenie się dla wioski. Organizacja różnych cyklicznych wydarzeń – to daje mi dużo satysfakcji i takiego psychicznego relaksu do spraw zawodowo – medycznych”.
„Lubię spotkania z ludźmi. Jak jest okazja, to przy biesiadnym stole czasami można nawet pośpiewać. Niestety takie praktyki już idą w zapomnienie. Teraz nowinki technologiczne umilają czas przy biesiadzie. Nie czuję się tancerzem, umiem takie podstawowe kroki w kombinacjach wszystkim znanych”.
„Poznaliśmy się (z żoną – red.) w Prudnickim Centrum Medycznym. Wejrzenie było, ale czas na wspólnych dyżurach też miał swój ogromny udział”.
„Recepta na udany związek? Nie wiem, czy jest na to recepta. Na pewno wzajemny szacunek i wsparcie. Do tego zrozumienie i ta fundamentalna miłość. W naszej galerii zdjęć mamy taki napis: „Rodzina – tu zaczyna się życie, a miłość się nigdy nie kończy”. Ta myśl sprawdza się w udanym i szczęśliwym związku”.
Cześć Twej pamięci.