Koszmarna historia byłej zawodniczki Unii Pielgrzymka wywołała reakcję innych łuczników, którzy też mogli paść ofiarą łajdackich czynów trenerów.
– Mamy powyżej 10 osób i codziennie nowe osoby się zgłaszają – przekazał na antenie Polsatu mec. Ernest Ziemianowicz. – Docierają też bardzo niepokojące informacje, że o tego typu działalności mogły wiedzieć osoby, które sprawowały nadzór.
Sytuację w PZŁucz wzięła pod lupę Państwowa Komisja ds. Pedofilii.
– W tej sprawie dużo trzeba wyjaśnić! Dwa razy występowaliśmy do Polskiego Związku Łuczniczego ws. zasad ochrony dzieci i… cisza?? Boleśnie przerywa ją głos młodej kobiety mówiącej o molestowaniu i gwałcie! Skąd cisza związków sportowych – pytają dziennikarze. No właśnie… skąd? – pyta na Twitterze szef komisji Błażej Kmieciak.
22-letnia pani Sylwia powiązując wydarzenia sprzed sześciu lat oraz zachowane materiały zdjęciowe i filmowe, wskazuje, że została ofiarą gwałtu. Sprawcami czynu mieli być dwaj trenerzy, Henryk J. oraz Kazimierz K., ten ostatni z Prudnika. Z zebranego przez reportera Polsatu Pawła Gregorowicza materiału wynika, że nastoletnie łuczniczki były ofiarami mobbingu oraz niestosownych kontaktów cielesnych trenerów.
– Sytuacje związane z co najmniej molestowaniem miały miejsce w stosunku do osób poniżej 15. roku życia. W tym przypadku możemy mówić o pedofilii sklasyfikowanej w kodeksie karnym – podkreśla mec. Ziemianowicz, pełnomocnik pani Sylwii.
Do gwałtu miało dojść w lipcu 2017 r. podczas zawodów w Warszawie. Dziewczyna miał otrzymać tabletkę, po której straciła kontakt z rzeczywistością. Obudziła się cała obolała.
– Czułam wszystko, w dwóch miejscach intymnych naraz. Nawet krzyczeć nie mogłam. Nie mogłam z żadnej strony się załatwić, bo tak wszystko mnie bolało. Miałam popękane usta. Krwawiłam przez cały miesiąc – opowiada.
Po kilku dniach pokrzywdzona znalazła w swoim telefonie zdjęcia i wideo, w tym obrazy, na których leży w łóżku obok rozebranego trenera Kazimierza K. Pani Sylwia twierdzi, że wykonał je Henryk J. Rozpoznała jego głos na kilkusekundowym filmiku, nagranym przypadkiem, gdy nieporadnie próbował uruchomić aparat w telefonie.
– Są to zdjęcia mocne, przedstawiające, w naszej ocenie, sytuację, gdzie dochodziło do zbliżeń wbrew woli osoby niepełnoletniej. Mówiąc wprost: innej czynności seksualnej, jak również zgwałcenia – zaznacza mecenas Ziemianowicz.
– Nigdy nie spałem z nikim, kto miał poniżej osiemnastu lat, więc to jest już jakaś ściema i to mocna. A poza tym ja tam wyglądam na niezbyt przytomnego. Dlatego sądzę, że to mogła być jakaś prowokacja – zapewnił trener Kazimierz K. – Nie pamiętam takiej sytuacji, żebym ja kogokolwiek przymuszał do czegokolwiek.
– Mężczyzna twierdzi, że panią Sylwię poznał jak była już pełnoletnia. Zaprzecza temu nagranie z zawodów w Warszawie z 2017 roku. Widać na nim obu oskarżanych przez 22-latkę trenerów. Dotarliśmy też do listy startujących w stolicy zawodników. Jest na niej 16-letnia wówczas pani Sylwia – zaznacza autor reportażu.
– Ale na pewno nie było to 6-7 lat temu… Nie wiem, przez tę pandemię traci się trochę ten… Ale ja uważam, że była pełnoletnia. I na pewno nie doszło do żadnego gwałtu – dodaje Kazimierz K.
Sprawę badają organy ścigania.
– Prokurator ocenił, że są podstawy do wszczęcia i prowadzenia śledztwa. Jest ono prowadzone o przestępstwa przeciwko wolności seksualnej i obyczajności – poinformowała Lidia Tkaczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
– Myślę, że gdybym powiedziała wcześniej rodzicom o tym, czułabym się lepiej. Nie musiałabym trenować. Ale oni widząc moje osiągnięcia po prostu pchali mnie w to. Kibicowali mi, więc nie chciałam wywołać u nich zawodu – wspomina pani Sylwia. – Trener (Henryk J.) ma dopiero 53 lata. Wiem, że on dalej będzie uczył. Moja siostra za 4 lata pójdzie do szkoły, gdzie pracuje trener. Ja sobie nie wyobrażam, by ją spotkało to samo.
Kazimierz K., trener, a zarazem prezes Obuwnika, z klubem związany jest od „zawsze”. Jego pozycja w Obuwniku urosła po przeprowadzce z Prudnika legendy łucznictwa Jadwigi Wilejto. 59-latek pracuje też z kadrą narodową, a swego czasu był nawet prezesem PZŁucz (podobnie jak Henryk J.). Nie zamierza dobrowolnie rezygnować z zajmowanych stanowisk. Klub Sportowy Obuwnik korzysta z obiektów miejskich i jest dotowany ze środków publicznych.
– Ale jest tworem niezawisłym, nie podlega gminie i nie mam prawa żądać od kogoś zawieszenia działalności w klubie – komentuje dla „TP” burmistrz Grzegorz Zawiślak. – Od tego są organy związku, jest też odpowiedzialność osobista, która może zmotywować do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Zostawiam to w gestii trenera. Każdy postępuje według własnego uznania i sumienia. Gdyby coś takiego mnie dotyczyło, to bym wiedział, co mam zrobić. Trzeba mieć odwagę w podejmowaniu właściwych decyzji i przyjąć, mówiąc kolokwialnie, na klatę konsekwencje z tytułu tego, co się robiło. Jestem zbulwersowany tym, co zobaczyłem, ale nie chcę się do tego odnosić w sytuacji, kiedy nie zapadły wyroki. Jest to na pewno niesmaczne, godne potępienia i powinny zostać wyciągnięte konsekwencje, jeśli to się faktycznie potwierdzi.
Zawieszenia licencji Kazimierzowi K. domagają się nawet osoby utożsamiane z prudnickim Obuwnikiem.
– Mimo, że w naszym prawie trzymamy się zasady domniemania niewinności myślę, że w sprawie tak wrażliwej i w środowisku, które opiera się głównie na pracy z dziećmi, dla dobra zawodników, klubów i sportu te osoby powinny być natychmiastowo zawieszone w wykonywaniu swojej pracy – mówi dla „TP” Grzegorz Kobyliński, były zawodnik i trener Obuwnika. – Wiemy, że sama sprawa może trwać bardzo długo, a jaki rodzic pośle swoje dziecko do klubu, w którym trener ma przekazać sportowe wychowanie i ideały, lecz chwilowo w jego sprawie toczy się postępowanie karne o gwałt? Zresztą, jak widzimy w materiale „Interwencji” człowiek, który jest mężem, ojcem i przykładnym katolikiem, w rzeczywistości popełnia czyny niemoralne. Z zasady nie ma prawa do wychowywania innych. W tym momencie muszą zadziałać odpowiednie władze, ponieważ moim zdaniem, nie ma co liczyć na dobrowolną rezygnację tych osób.
Jednoznaczne stanowisko wyraził także zarząd wrocławskiego UKS LUKS, którego prezesem jest inny długloletni łucznik Obuwnika Kasper Helbin.
– Łucznictwo jest sportem łączącym wiele pokoleń, w tym dzieci i młodzież. W strukturach władz oraz poszczególnych klubów nie może być miejsca na tego typu bestialskie zachowania. Niedopuszczalne jest, aby osoby obciążone takimi zarzutami, potwierdzonymi dowodami i zeznaniami, pracowały z młodzieżą, nie tylko w aspekcie sportowym, ale przede wszystkim wychowawczym. W obliczu tego, co się wydarzyło, zarząd klubu UKS LUKS, który jest obecny w środowisku łuczniczym i zrzeszony w Dolnośląskim Związku Łuczniczym, wzywa władze Polskiego Związku Łuczniczego do natychmiastowego zawieszenia uprawnień trenerskich osób, które są oskarżone o czyny wobec nieletnich. Jednocześnie zarząd klubu wzywa władze PZŁucz do jak najszybszego opracowania i wprowadzenia systemu, który w przyszłości nie dopuści do takich sytuacji, a w przypadku ich wystąpienia będzie zdecydowanie bronił ofiary – oto treść komunikatu.
Trenerzy Kazimierz K. i Henryk J. wzięli udział w ogólnopolskich zawodach, które odbywają się w ten weekend w Prudniku. PZŁucz chce by kluby obu trenerów na czas prokuratorskiego śledztwa zawiesiły im licencję, uniemożliwiając im w ten sposób pracę z młodzieżą. Niezależnie od tego stosowne kroki podejmie Komisja Dyscyplinarna PZŁucz. Józef Baściuk tłumaczył nam telefonicznie, że jako prezes związku nie jest władny podjąć takiej decyzji.
– Zarzuty w stosunku do trenerów są traktowane niezwykle poważnie i PZŁucz podejmie wszelkie przewidziane prawem oraz przepisami wewnętrznymi PZŁucz działania, w celu wszechstronnego wyjaśnienia zaistniałej sprawy. Jednocześnie, wobec informacji, która pojawiła się w reportażu, że ww. zdarzenia mogły również dotyczyć innych łuczniczek i łuczników, Zarząd PZŁucz w najbliższym czasie zamierza umożliwić dokonywanie w pełni anonimowych i przy zachowaniu pełnej poufności danych sygnalistów, zgłoszeń przypadków mobbingu, dyskryminacji, przestępstw przeciwko wolności seksualnej i obyczajności lub jakichkolwiek innych naruszeń prawa w środowisku łuczniczym, jak również wprowadzić w tym zakresie stosowne polityki i regulaminy – czytamy w komunikacie Polskiego Związku Łuczniczego.
Myślę, że tymczasowe aresztowanie rozwiało by dylematy typu zawiesić czy zostawić na stanowisku…
Znając polskie prawo ,sprawę ” zamiota pod dywan”