W trakcie prac pod fundamenty dworca autobusowego w Prudniku odkryto piwniczną pustkę, a w niej kosztowne depozyty z 1945 roku. Przez kilka tygodni sprawa trzymana była w tajemnicy.
Depozytami umownie nazywa się przedmioty ukryte przez uciekających przed frontem niemieckich mieszkańców byłych wschodnich ziem III Rzeszy, a więc również Śląska. Zwykle były to biżuteria, zastawy stołowe, pieniądze, dokumenty, ubrania ale też narzędzia, a czasem i długoterminowa żywność. Niekiedy depozyty pozostawiali żołnierze sowieccy, choć w tym wypadku dotyczyło to przedmiotów zrabowanych.
– To było coś niesamowitego. Pracownik wkopywał się koparką w przestrzenie między starymi murami i nagle, w miejscu gdzie było dawniej okienko, cegły wpadły w dziurę. Po poszerzeniu otworu okazało się, że była do doskonale zachowana część piwnicy, a w niej kilka skrzyń – relacjonuje kierownik budowy.
O odkryciu poinformowany został inwestor, czyli gmina, a następnie służby konserwatorskie. Ze względu na wysoką wartość znaleziska (od razu otwarto jedną ze skrzyń) oraz brak wiedzy na temat innych pomieszczeń, postanowiono utrzymać temat w tajemnicy, zabezpieczając się na wypadek nieuprawnionych poszukiwaczy skarbów. Teraz jest już jasne, dlaczego wykonawca w ramach prac tak dokładnie odsłonił fundamenty budynku i pozostałości piwnic.
Znalezisko obejmuje cztery skrzynie (trzy duże i jedną małą) zawierające kilkadziesiąt sztuk biżuterii, tyle samo srebrnych i porcelanowych zastaw stołowych ze sztućcami oraz 13 zegarków kieszonkowych i ręcznych. Nietypowe wyposażenie stanowi jedna, stara skrzynia, gdzie znajdują się dawne przedmioty rzemieślnicze (puchary, tabliczki znamionowe, krzyże ze znakami cechowymi, stare monety). Większość pochodzi z Wrocławia. Nasuwa to przypuszczenie, że jest to część skarbów z tzw. Listy Grundmanna. Jedna ze składnic, gdzie zdeponowano dzieła sztuki, znajdowała się w prudnickim klasztorze franciszkanów oraz na terenie majątku w Lipach. Najprawdopodobniej część tych przedmiotów została zrabowana przez stacjonujących w Prudniku Rosjan i ukryta w miejskich podziemiach.
Pozostałe skrzynie posiadały oznaczenia Armii Czerwonej. Oznacza to, że ukryli je w ruinach domu cechowego rosyjscy żołnierze, zapewne nie mogąc zabrać pozostawionych rzeczy ze sobą, a jednocześnie chcąc zachować je dla siebie.
W poniedziałek 4 kwietnia w willi Fränkla planowana jest konferencja prasowa, podczas której burmistrz, wojewoda i wojewódzka konserwator zabytków, zaprezentują odkryte przedmioty. Czynione są starania, by część zabytków przekazać do Muzeum Ziemi Prudnickiej. By tak się stało, placówka będzie musiała spełnić wymagane prawem warunki, głównie jeśli chodzi o systemy zabezpieczeń obiektu i zbiorów.
ŻAŁOSNY MATERIAŁ NA PRIMA APRILIS.
Sam jesteś żałosny!
Wszystko Ok ale dlaczego jako pierwsi nie obejrzeli tego saperzy, sowieci sa znani nie od dzis z pozostawiania min pulapek!?