Niestety. W pozostałościach Katolickiego Domu Związku Czeladników w miejscu dzisiejszego dworca autobusowego w Prudniku nie odnaleziono skarbu pozostawionego przez sowieckich żołnierzy. To był żart primaaprilisowy, z którym zresztą daliście sobie świetnie radę. Niemniej…
W całej historii było nieco prawdy. Po pierwsze faktycznie w trakcie prac przy budowie nowego dworca odsłonięto fundamenty zniszczonego, a następnie wyburzonego budynku. Dość dokładnie wykopano zachowane fragmenty piwnic, częściowo adaptując je na potrzeby współczesnych mediów.
Po drugie wspomniana składnica z Listy Grundmanna faktycznie istniała w Prudniku (w Lipach i u franciszkanów), a po wojnie w okolicach miasta pojawiły się zabytkowe przedmioty stamtąd pochodzące, a związane między innymi z dawnymi cechami wrocławskimi.
Po trzecie w końcu zdjęcia przy artykule były autentyczne i pochodzące z ziemi prudnickiej. Jedno z nich przedstawiało wykop przy piwnicy poklasztornej na terenie ogrodu willi Fränkla w Prudniku. Dwa kolejne zdjęcia pochodziły z podziemi pałacu w Rozkochowie (jedno w lustrzanym odbiciu). Tylko zdjęcie skrzyni było zupełnie zmyślone i z graficznie „doklejonymi”, czerwonymi gwiazdami.
W całej historii było nieco prawy ???? Jakiej prawy ???
zart poziomu Pana Derenia
W nocy, na placu budowy widziano sylwetki kopaczy ze sprzetem
Żarty żartami, ale ile było w naszych okolicach depozytów, o których odkryciu i zawartości nic się nie dowiemy. Państwo nie ułatwia, ale mimo wszystko szkoda, że odkrywcy wolą milczeć dla świętego spokoju, czy po prostu dla kasy.