Małe żółwie wydają się być idealnym zwierzęciem domowym dla osób, które nie mają wiele czasu na zajmowanie się swoimi pupilami, a chcące mieć możliwość bliższego obcowania z fauną. Problemy zaczynają się, gdy słodki żółwik zmienia się w dużego żółwia i nie ma warunków, by go dalej trzymać w domu. Pojawia się wtedy pomysł. Głupi.
Zamiast oddać żółwia do zainteresowanego sklepu zoologicznego lub przytuliska przyjmującego takie zwierzęta (choć to nie jest takie proste), wpadamy na „doskonały” pomysł przywrócenia gada naturze. I tu zaczyna się problem. Duży.
Czytelnik – wędkarz złowił na jednym ze stawów w Niemysłowicach żółwia. Na pozór to dobra informacja. Środowisko jest czyste, żółwie wracają tam, gdzie bytowały dawniej. Problem w tym, że żółw ze zdjęcia nie ma nic wspólnego ze środkowoeuropejską naturą. Według naszych ustaleń to amerykański żółw czerwonolicy, uznawany w Polsce za gatunek inwazyjny. W naszym kraju na wolności pojawił się prawdopodobnie już w latach 90. XX w., wypuszczony przez osoby trzymające go wcześniej w domowym chowie. Ma spory apetyt i w większej liczbie szybko niszczy istniejące ekosystemy wodne. Zjada nawet 5 kg rybiej ikry miesięcznie, szkodzi więc również gospodarce hodowlanej. Uważany jest też za konkurenta miejscowego żółwia błotnego. Jak informuje portal lublin112.pl w 2017 r. w Zalewie Zemborzyckim miało bytować nawet 1000 sztuk żółwia czerwonolicego. Fundacja Epicrates zajmowała się ich odłowem i umieszczaniem w azylu.
Jego cena nie jest wysoka, a kupuje się go, gdy jest maleństwem o rozmiarze 3-4 cm. Dorosły osobnik potrafi osiągnąć długość do 30 cm. Je dużo, więc pozostawia po sobie sporo odchodów. Opieka nad dorosłym osobnikiem jest czasochłonna i wymaga dużo miejsca. Warto więc przemyśleć pomysł zakupu tego gatunku żółwia. W przypadku stawów w Niemysłowicach w interesie wędkarzy jest, by gada odłowić. Oby był to tylko pojedynczy egzemplarz.