Walka z epidemią koronawirusa mobilizuje społeczeństwo. Na wagę złota jest każda pomoc. W Prudniku przybywa osób szyjących maseczki ochronne.
Grupa dziesięciu kobiet z Kariną Luranc i Ewą Konsorską na czele nieodpłatną pracą wspiera Prudnickie Centrum Medyczne.
– Z materiału, który posiadałam w sklepie powstały maseczki zarówno dla szpitala, jak i na sprzedaż, bo wielu klientów pyta o nie i schodzą jak ciepłe bułeczki – mówi dla „TP” inicjatorka akcji Karina Luranc. – Ostatnio szpital zakupił 100 metrów materiału i z tego uszyjemy im około 2 tys. maseczek.
Maseczki są wielokrotnego użytku, wykonane z podwójnej bawełny, z kieszonką na filtr, który należy wymienić po kilku godzinach noszenia. Niestety o surowiec jest coraz trudniej w hurtowniach.
– Dlatego też apeluję o przekazywanie nawet prześcieradeł czy poszew bawełnianych, zalegających w szafach – kontynuuje nasza rozmówczyni.
Pani Karina spędza przy maszynie całe dnie – do późnego popołudnia szyje w sklepie (na Pl. Zamkowym), zaś wieczorami pracuje w domu.
– Telefon dosłownie się urywa, zainteresowani dzwonią nawet przed północną. W tym trudnym czasie trzeba się nawzajem wspierać. Każdy tęskni za normalnością i swobodą, bo pozamykano nas jak w klatkach. Ale dajemy radę.
Po sąsiedzku, w lokalu za ścianą maseczki szyje Ewa Konsorska, która na co dzień zajmuje się sprzedażą wczasów i wycieczek.
– Pani Ewa ma smykałkę do wszystkiego, jest wszechstronnie uzdolniona – komplementuje koleżankę Karina Luranc. – Jest kochana, ma dobre serce i teraz także chętnie włączyła się do pomocy.
– To od pani Kariny wyszedł pomysł i na jej ręce cały splendor. Ja byłam tylko pośrednikiem rozmów ze szpitalem, a teraz zwyczajnie szyję – podkreśla skromnie Ewa Konsorska.