Zarząd Prudnickiego Centrum Medycznego pilnie poszukuje lekarzy ginekologów-położników. Stawką może się okazać zawieszenie działalności Oddziału Ginekologiczno-Położniczego na początku przyszłego roku.
Andrzej DEREŃ
W grudniu w pismach branżowych oraz na stronach internetowych, m.in. Opolskiej Izby Lekarskiej ukazały się ogłoszenia Zarząd Prudnickiego Centrum Medycznego, który „zatrudni lekarzy na stanowiska: zastępcy ordynatora Oddziału Ginekologiczno-Położniczego oraz Oddziału Wewnętrznego, lekarza pediatrę, lekarza neonatologa i lekarza anestezjologa”.
Na granicy nieodpowiedzialności
Prezes Zarządu PCM Wiesława Gajewska potwierdza problem, dodając, że podobne, przejściowe trudności w zapewnieniu personelu lekarskiego ma większość szpitali województwa opolskiego: – Liczba porodów wpływa na to, jaką możemy dać stawkę. Szpital funkcjonuje, natomiast mamy poukładane grafiki i szukamy dwóch lekarzy do zapewnienia świadczeń na oddziale ginekologiczno-położniczym.
Ze względu na niedobór lekarzy specjalistów na rynku, ci wykorzystują sytuację i oferują swoją pracę za kwoty trudne do pojęcia dla zwykłego śmiertelnika. Stawka zbliżona do 100 złotych za godzinę pracy przy dobowym dyżurze, daje wyobrażanie sytuacji. Władze powiatu zdają sobie sprawę, że nawet jeśli lepsze warunki zaoferowano by nowym lekarzom, wówczas również już pracujący medycy będą chcieli podobnej gaży.
– Brakuje lekarzy, innego problemu obecnie nie ma – komentuje Alicja Łysek, przewodnicząca Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położonych przy PCM-ie. – Co lekarz to większe stawki i żądania. To już graniczy z ludzką nieodpowiedzialnością. Tak jest w dzisiejszym systemie, że każdy chce jak najwięcej zarabiać, a szpitale powiatowe borykają się z problemem personalnym. Jeśli teraz mamy kadrę pielęgniarek i położonych, to nie mamy lekarzy.
– Nie wiemy, jak to się skończy. Nie wykluczamy, że będzie nowa formuła dalszego funkcjonowania oddziału ginekologiczno-położniczego. Niemniej jednak nie możemy tego obiecać – mówił podczas czwartkowej (20 grudnia) konferencji prasowej starosta Radosław Roszkowski.
Norma porodów
Prudnicki szpital cierpi nie tylko na kadrowe braki. Problemem jest mała liczba przyjmowanych porodów. O ile w 2011 r. było ich ponad 500, to w tym roku będzie ich około 340, przy czym od 2015 r. jest nieznaczny, coroczny progres (w 2015 -307; patrz: tabela). Co ciekawe pacjentki z powiatu prudnickiego stanowią nieco ponad połowę wszystkich rodzących kobiet w PCM-ie (w 2017 – 160). Resztę stanowią osoby z innych powiatów, głównie nyskiego i sąsiedniej gminy Głuchołazy. Do Prudnika ściągają je lekarze prowadzący poza powiatem swoje gabinety.
Tąpnięcie liczby porodów w Prudniku nastąpiło w 2014 r., kiedy to z oddziału ginekologicznego odeszło trzech lekarzy: Jarosław Niemiec, Jarosław Kłuskiewicz i Janusz Rączy. Zakończenie współpracy z lekarzami cieszącymi się dobrą renomą w powiecie prudnickim, okazało się być błędem, ponieważ ci przeciągnęli rodzące kobiety do szpitala w Głubczycach, gdzie znaleźli nowe miejsce pracy. Kolejnym władzom PCM-u do dziś nie udało się odbudować tej personalnej straty, a też wspomniani lekarze, mimo składanych propozycji, nie chcieli już wrócić do Prudnika.
Według powiatowych władz, by oddział ginekologiczno-położniczy był rentowny, rocznie musiałoby się rodzić około 500-600 dzieci.
Wszystkie mamy pracę
– Mimo ogromnych zabiegów zarządu spółki, wspartych przez Powiat Prudnicki, między innymi otwarcia szkoły rodzenia, mobilnej szkoły rodzenia, nie udało się tej złej tendencji odwrócić – mówi starosta Roszkowski. – W ubiegłym roku oddział zanotował 1,2 mln zł straty. Przeliczając to na pieniądze, PCM dofinansował każdy poród mieszkańca powiatu prudnickiego kwotą 7,5 tys. złotych, biorąc pod uwagę dodatkowe około 3 tys. zł jakie szpital otrzymuje z NFZ na każde urodzone dziecko.
20 grudnia w PCM-ie odbyły się spotkania prezes spółki z pracownikami szpitala, podczas których wyjaśniano przyczyny obecnych problemów szpitala.
– Wszystkie mamy pracę, nie będzie tak, że któraś będzie bez pracy, wszystkie zostajemy w naszym szpitalu i to jest zapewnienie pani prezes – przekazuje Alicja Łysek.
Rozmowy z gminami trwają
19 grudnia odbyło się spotkanie zarządu powiatu, zarządu szpitala i przedstawicieli gmin, podczas którego rozmawiano na temat przyszłości oddziału.
– Burmistrz Prudnika zadeklarował pomoc w zaoferowaniu mieszkania dla lekarza, który mógłby być pozyskany do oddziału – informuje wicestarosta Janusz Siano. – Widzimy dobrą wolę ze strony włodarzy naszych gmin, ale żadnych konkretnych ustaleń na razie nie podjęto.
Kolejne spotkanie ma się odbyć w styczniu.
Starostowie przedstawiają też czarny scenariusz rozwoju sytuacji, opierając się na informacjach przekazanych przez opolski NFZ.
– Tydzień temu uczestniczyłem w spotkaniu z szefostwem Narodowego Funduszu Zdrowia w Opolu – komentuje starosta. – Z tych rozmów wynika, że przynajmniej połowa oddziałów ginekologiczno-położniczych w województwie nie ma szans przetrwania. I rzeczywiście była mowa również o tym, że za kilka, kilkanaście lat w województwie funkcjonować będzie najprawdopodobniej tylko jeden oddział w Opolu z wysoką specjalistyką, ale jednocześnie z problemami logistycznymi dla naszych mieszkanek, żeby dotrzeć na poród.
Problemy się piętrzą
– Jesteśmy zaniepokojeni problemami związanymi ze wzrostem cen energii elektrycznej i innych kosztów czynników cenotwórczych – kontynuuje Roszkowski. – Może się okazać, że wzrost cen energii na przykład o 60 procent dla szpitala, może spowodować gigantyczne perturbacje finansowe tej placówki, podobnie jak innych naszych jednostek. To bardzo trudny czas dla samorządów i nie tylko dla nich.
Są też i pozytywy: – Po wielomilionowych stratach w poprzednich latach, w ubiegłym roku strata była symboliczna. W tym roku spółka nie notuje straty, co przy finansach na przykład szpitala w Głubczycach, który w tej chwili notuje 2,5 mln złotych straty, jest olbrzymim sukcesem obecnego zarządu. Niestety wymaga to restrykcyjnej polityki nie tylko płacowej, ale też dysponowaniem lekami, czy środkami, które nie są niezbędne w danym momencie, a jednak generują koszty.
Prezes Gajewska wspomina o specjalistycznym sprzęcie służącym noworodkom, który niedawno przekazany został PCM-owi w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy: – Dzięki temu mamy nowy sprzęt, oddział ginekologiczno-położniczy jest wyremontowany, są wymalowane ściany, w trakcie remontu jest nowoczesna łazienka.
Stawka walki o oddziały ginekologiczno-położnicze jest wysoka. Likwidacja kolejnego to plus dla tych placówek medycznych, które przetrwają, ponieważ wchłaniają pacjentki z sąsiednich terenów. Tak stało się, gdy rejon po zlikwidowanej porodówce w Głuchołazach przejęły szpitale w Nysie i Prudniku. Skandalem jest natomiast zbyt mała kwota finansowania porodów przez państwo. Państwo, chwalące się prowadzeniem polityki prorodzinnej powinno bonusować medycynę mającą bezpośredni wpływ na dzietność populacji, a nie zniechęcać do jej rozwoju. To znamienne, że w małym, powiatowym szpitalu najmniej „opłacalnym” oddziałem jest „porodówka”.
Dla Prudnika likwidacja porodówki byłaby kolejny elementem utraty funkcji społeczno-gospodarczych, o których było głośno w okresie poprzedzającym kampanię wyborczą. I podobnie jak to komentowano w tamtym czasie odium porażki padłoby nie tylko na samorząd powiatowy bezpośrednio odpowiedzialny za służbę zdrowia, ale również gminę.
Tymczasem w Czechach…
Okazuje się, że Czechach nie ma większych problemów z lokalnym dostępem do szpitali z oddziałami ginekologiczno-położniczymi. Funkcjonują takie w dwóch powiatach sąsiadujących z prudnickim pograniczem – w 25-tysięcznym Karniowie (Krnov) i 11-tysięcznym Jeseniku. Ten drugi jest siedzibą powiatu liczącego zaledwie 42 tysiące mieszkańców. Czy istnieje możliwość rodzenia w tych szpitalach przez pacjentki z Polski? Tak, jednak NFZ nie zwróci kosztów pobytu i zabiegu w przypadku jeśli poród jest planowany, ponieważ pełny zakres usług w tym zakresie można uzyskać w Polsce. Można się zwrócić z wnioskiem w tej sprawie do NFZ i liczyć na częściową refundację. W sytuacji pilnej i posiadając Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, NFZ w całości powinien zwrócić koszty porodu i pobytu w czeskim szpitalu finansowanym ze środków publicznych.