Opublikowany w lipcu wspomnieniowy artykuł Janusza Stolarczyka na temat prudnickiego muzyka Leona Pawlika spotkał się ze sporym odzewem czytelników. Redakcję odwiedziło kilka osób, chcących podzielić się tym, co pamiętają o organiście z „dużego kościoła”. Otrzymaliśmy również tekst Władysława Zająca, który drukujemy poniżej.
Władysław ZAJĄC
Problematyka wspomnieniowa wciąż budzi żywe zainteresowanie czytelników. Najchętniej sięgamy po odkrywcze teksty o dawnych głośnych wydarzeniach lokalnych lub ludziach niezwykłych ongiś nam znanych a z biegiem lat niestety zapomnianych. Oto poczytny „Tygodnik Prudnicki” z 18 lipca zamieścił wspomnienie Janusza Stolarczyka o przyjacielskich relacjach w latach sześćdziesiątych jego rodziców z wybitnym muzykiem Leonem Pawlikiem, byłym długoletnim zasłużonym organistą kościoła parafialnego oo. dominikanów przy Placu Farnym. Autor przybliżył w zarysie jego barwną sylwetkę, zalety charakteru i perfekcyjne, ofiarne oddanie w pracy. Podążając wspomnieniowym tropem, pragnę dla odróżnienia skupić uwagę prudniczan głównie na dokonaniach muzycznych mistrza i wspaniałego druha Leona z kilkoma danymi osobowymi w tle. Natchniony artysta właśnie poprzez bogaty, fascynujący świat dźwięków w trudnych czasach realnego socjalizmu budził i porywał serca i umysły niezliczonych rzesz współrodaków podczas licznych wówczas mszy, podniosłych uroczystości i koncertów religijnych.
Leon Pawlik urodził się w roku 1910 w Jarosławiu, urokliwym mieście powiatowym z wieloma cennymi budowlami zabytkowymi zarówno świeckimi jak i sakralnymi zachwycającym klasztorem i kościołem dominikanów włącznie. Wzrastał w rodzinie pracowitej, powszechnie szanowanej i głęboko religijnej. – Rodzinny dom to mój unikalny uniwersytet życia – mawiał. Już w dzieciństwie przejawiał niesamowite uzdolnienia muzyczne. Pobierał więc pierwsze lekcje muzyki, a w wieku zaledwie 12 lat został wysłany do renomowanych szkół muzycznych Lwowa. W jednej z nich zgłębiał sztukę grania na fortepianie, organach i skrzypcach, zaś w innej nieco później szkolił swój solowy głos. Po 13 latach nauki, zmagań i wyrzeczeń skończył studium z wyróżnieniem i podjął pracę organisty w szacownej świątyni w Żółkwi (1935) w archidiecezji lwowskiej. Potem nastąpiły wojenne zawirowania i powrót do rodziców oraz dwóch sióstr w Jarosławiu.
W Prudniku pojawił się wraz ze swoją już rodziną na przełomie roku 1946/7. Został organistą i chórmistrzem (…)
Dalszy ciąg artykuły znajduje się w „Tygodniku Prudnickim”, numerze z 22.08.2018, dostępnym w formie papierowej oraz jako e-wydanie.