21-letni Kamil Bartoszewski to brązowy medalista mistrzostw Polski w karate, zdobywca pierwszego stopnia mistrzowskiego – 1 dan (czarny pas), student drugiego roku Politechniki Wrocławskiej – Wydział Mechaniczny, mechanika i budowa maszyn. Młody mężczyzna od kilku miesięcy walczy o powrót do zdrowia, tocząc nierówny pojedynek z podstępną chorobą.
Rodzice zaszczepili w nim wielką pasję do sportu. Gdy ledwie zaczął chodzić, to nauczyli go jeździć na nartach. Potem doszły inne dyscypliny: piłka nożna, siatkówka, koszykówka, pływanie i kolarstwo. Próbując niemalże wszystkiego, miał okazję posmakować każdej aktywności fizycznej, serce skradła jedna – karate. Zaczął trenować karate mając ledwie pięć lat i nie przestał przez kolejne trzynaście, reprezentując klub Zarzewie Prudnik.
9 września 2021 roku dowiedział się, że ma guza mózgu o średnicy 5 cm. Nie było czasu na zamartwianie się, musiał szybko poddać się ryzykownej operacji. Pierwszy zabieg odbył się 9 listopada i trwał aż 15 godzin. Na szczęście, zakończył się sukcesem. Guz został wycięty. Doszło jednak do porażenia nerwów po prawej stronie ciała a także nerwu VI odwodzącego, przez co ma zeza zbieżnego, oraz nerwu VII twarzowego, przez który nie funkcjonuje lewa strona twarzy i nie domyka się lewa powieka oka. Okazało się, że czekała go kolejna operacja, dzięki której mógłby normalnie funkcjonować, polegająca na zespoleniu nerwu VII twarzowego z nerwem podjęzykowym. Operacja odbyła się 14 marca bieżącego roku. W przypadku tej operacji, efekty nie są natychmiastowe, a dla ich wystąpienia konieczna jest niemal półtoraroczna rehabilitacja. Przez następne dwa lata nie ma żadnych szans na wolny, finansowany przez NFZ termin na zabieg lub turnus rehabilitacyjny. Oznacza to, że będzie musiał skorzystać z kosztownych usług prywatnych.
– Nie mogę tak długo czekać i zaprzepaścić efektu obu operacji – zapewnia Kamil.
Choroba 21-latka w ciągu zaledwie jednej doby całkowicie zmieniła życie całej rodziny. Dodatkowo pojawiła się kolejna komplikacja.
– Od czasu pierwszej operacji Kamil jest bardzo narażony na stany zapalne i ubytki w rogówce, z którymi bardzo ciężko walczyć. Wskutek tego jego rogówka jest w tak fatalnym stanie, że nawet najlepsi specjaliści w Polsce nie mogą mu powiedzieć, czy oko w ogóle uda się uratować. Trzyma się ono jedynie na tzw. błonie Descementa, która może pęknąć w każdej chwili. Aby temu zapobiec, musi używać dwóch – trzech komór wilgotnych na dobę, kropli, żeli, oraz brać antybiotyki, co również jest bardzo kosztowne – tłumaczy Katarzyna Bartoszewska, mama Kamila.
Rodzice poszukiwali wsparcia terapeutycznego. Determinacja w walce o dalsze życie dziecka nie słabła.
– Tylko szybka pomoc terapeuty mogłaby przynieść efekty. Jak każdy sportowiec, ze wszystkimi problemami potrafił poradzić sobie sam. W karate stajesz na macie bez drużyny za plecami, co nauczyło syna samodzielności – mówi Tomasz Bartoszewski, tata Kamila.
– Jest mi niezwykle ciężko przyznać choćby przed samym sobą, że rzeczy, które mnie spotkały w ostatnim czasie, zdecydowanie mnie przerosły, a co dopiero przyznać się do tego przed innymi i poprosić o pomoc. Jednak zamykając się w sobie, przed długi czas zachowywałem się jak obrażone na cały świat nieznośne dziecko. Na szczęście spotkałem na swojej drodze panią Monikę Włodarczyk, psychoonkolog z Dolnośląskiej Fundacji Onkologicznej, dzięki której znów zacząłem być wesołym chłopakiem, który zrozumiał, że czasem trzeba poprosić o pomoc. Zwłaszcza, gdy jest ona naprawdę potrzebna. Dziś więc nie boję się w końcu przyznać, że potrzebuję wsparcia, że sam sobie nie poradzę. I nie boję się powiedzieć, że chciałbym po prostu zjeść zupę nie martwiąc o to, że wszystko wyleci mi z buzi. Że chciałbym znowu normalnie widzieć. Chciałbym móc pójść w góry, na basen, a najbardziej na trening. Chciałbym także wrócić do nauki, rozwijać się i spełniać zawodowo. Chciałbym móc normalnie żyć – mówi Kamil.
– W Fundacji jest grono osób, takich samych jak wy, być może mających podobne zainteresowania, lubiących podobne kapele, chodzących po górach, biegających, jeżdżących na rowerach, grających w piłkę. Najważniejszy jest cel – bezinteresowna pomoc. Osoby te tworzą społeczność ludzi wrażliwych na krzywdę bliźnich – takich stojących niekiedy obok nas. Wiedzą, ile radości, spełnienia, satysfakcji poczucia dobrze wypełnionego czasu daje pomaganie innym – mówi Barbara Sawicka podopieczna Fundacji.
– Widzimy i słyszymy, że ludzie nie rozumieją i nie czują swojego ogromnego wpływu na proces myślenia. Wierzymy, że myślenie zależy od naszych skłonności, osobowości, bo tacy się urodziliśmy – nic bardziej mylnego. Zdrowie jest w naszej głowie, im szybciej to poukładamy, tym łatwiej i lepiej będzie nam się żyć. W wyniku pandemii i systemowi pracy zdalnej wprowadziliśmy możliwość komunikacji z psychoonkologiem poprzez rożne komunikatory: online, telefon, platforma Zoom, osobiście. To pozwala na funkcjonowanie jednocześnie w Świdnicy, Krakowie i we Wrocławiu – na Zoom to możliwe! Brak dojazdu, wyczekiwania w kolejce, przyjazne domowe środowisko – jest obecnie formą wielokrotnie wykorzystywaną – mówi Joanna Gadzińska, wolontariuszka Fundacji.
Rodzinę wspierają między innymi: Dolnośląska Fundacja Onkologiczna, Politechnika Wrocławska, klub Zarzewie Prudnik, społeczność lokalna i mnóstwo innych ludzi, którym los Kamila nie jest obojętny. Jeśli również ty chcesz pomóc, wystarczy kliknąć tutaj https://bit.ly/3M17a2t i wpłacić dowolną kwotę.